Od trudnych początków do dzisiejszego sukcesu

Rektor WSHiU prof. dr hab. Kamila Wilczyńska

Magnificencja Rektor prof. dr hab. Kamila Wilczyńska opowiada o 69 latach swojej pracy zawodowej i dwóch dekadach pracy w Wyższej Szkole Handlu i Usług. Od trudnych początków do dzisiejszego sukcesu.

Rektor WSHiU prof.dr hab. Kamila Wilczyńska

Zdjęcie 1 z 10

Przedpołudnie w Wyższej Szkole Handlu i Usług w Poznaniu. Za oknami słońce – to wyjątkowo ciepły dzień, jak na tegoroczną późną jesień.
– Zapraszam na zwiedzanie – mówi założyciel WSHiU Magdalena Górska. Oglądamy wyremontowane sale – na ścianach fotografie przedstawiające kadrę naukową i studentów. Na odmalowanych korytarzach sporo studentów – niemal we wszystkich salach trwają zajęcia. Wystrój uczelni świąteczny. Wchodzimy do gabinetu najstarszej czynnej rektor w Polsce – prof. dr hab. Kamili Wilczyńskiej. Pani profesor poprawia żakiet, wita nas ciepło i już wiem, że tak naprawdę wcale nie ma 90, a 20 lat – wszystko przez młodzieńczy i radosny błysk w oku.
– Nadchodzi 20-lecie pracy Pani Rektor w Wyższej Szkole Handlu i Usług w Poznaniu. Jak ocenia Pani rozwój szkoły na tle obecnej sytuacji wyższego szkolnictwa niepublicznego w Polsce?
– Zaczynaliśmy bardzo skromnie – od jednego kierunku. Wszystko było kwestią starań o rozszerzanie uczelni – wprowadzanie nowych kierunków, zdobywanie studentów. Początek był bardzo trudny – gdy rozpoczynałam pracę, w szkole była zaledwie jedna grupa studentów, teraz lubię mówić, że jesteśmy prawie potęgą! (śmiech) Rozwój przyszedł również ze zmianą założyciela i właściciela. Szkoła nabrała rozmachu, w ostatnich latach dziesięciokrotnie zwiększyliśmy liczbę studentów, tworzymy nowe kierunki, zapraszamy do współpracy kolejnych wykładowców. Rozwój widać w każdej dziedzinie.
– Jest Pani rektorem od wielu lat…
– 1 października 1999 roku rozpoczęłam pracę – siedziba znajdowała się wówczas na Zwierzynieckiej, dysponowaliśmy zaledwie jedną salką i jednym małym pokojem dzielonym ze zrzeszeniem kupieckim. Po kilku latach mieliśmy co prawda więcej studentów i dobrych profesorów, ale nie mogliśmy jeszcze marzyć o kolejnych kierunkach. Pierwsi właściciele – Zrzeszenie Kupców – podejmowali pewne wysiłki, ale sytuacja znacząco różniła się od obecnej.
– Początki były trudne? Mówi Pani o jednej salce, niewielkich zasobach.
– Zrzeszenie dopiero po kilku latach wynajęło nam większą, dodatkową salę, którą nazwaliśmy aulą. Środki finansowe były raczej skromne, miejsca nie było dużo, więc owszem – początki były trudne. Jednak od razu wprowadziliśmy Zeszyty Naukowe, które są dla mnie bardzo ważne. Od drugiego numeru Zeszytów pełnię funkcję redaktora naczelnego, zapraszam do współpracy autorów, wydajemy dwa Zeszyty rocznie.
– Jak wygląda praca nad Zeszytami Naukowymi od środka?
– Jestem bardzo wymagająca – w naszych zeszytach mogą znaleźć się tylko artykuły o wysokiej wartości naukowej. Nawet wśród tych najlepszych rzadko trafiam na artykuł, którego nie odsyłam do poprawy. Szczególną uwagę zwracam również na gramatykę i interpunkcję. Zaczyna się od przecinków i literówek – sama zauważyłam, że pod tym względem jestem nieznośna! (śmiech) To największa robota. Korekta zajmuje najwięcej czasu. Jakość jest dla mnie niezwykle ważna.
– Porozmawiajmy trochę o samej uczelni. Może się wydawać, że polskie uczelnie niepublicznie dla wielu osób pozostają nieznanym terenem.
– Uczelnie publiczne i niepubliczne mają dokładnie takie same prawa i obowiązki. Podlegają dokładnie takim samym kontrolom jakości kształcenia. Uczelnie niepubliczne kształcą jednak częściej na kierunkach o profilu praktycznym. Bardziej przygotowują absolwenta do potrzeb rynku pracy. Nasi studenci jeszcze w trakcie nauki otrzymują atrakcyjne propozycje pracy. By wygrać na tym trudnym rynku musimy przykładać ogromną wagę do jakości kształcenia. Sięgamy po najlepszą kadrę naukowców i praktyków. Dlatego nasza uczelnia rośnie w siłę.
– Uczelnie publiczne mają jednak łatwiej.
– Choć uczelnie publiczne otrzymują dotację z budżetu, a my wszystko finansujemy z własnych środków, na rynku czujemy się bardzo pewnie. Każdego roku podejmujemy kolejne wyzwania.

Przygotowujemy nowe programy kształcenia, wprowadzamy nowe kierunki studiów, inwestujemy w koła naukowe, sport i zajęcia dodatkowe dla studentów. Zorganizowaliśmy również cykl wykładów adresowanych do szkół średnich. Nasi pracownicy jeżdżą po całym województwie, odwiedzają szkoły i przy okazji wykładów przybliżają uczniom profil uczelni. Muszę przyznać, że takie działania faktycznie dają efekty i wpływają korzystnie na rozwój młodych ludzi. To element naszej misji.
– Jest Pani czynnym rektorem, ekonomistką… Ma Pani przepis na tak wieloletnią i bogatą karierę zawodową?
– To mój – w sumie – sześćdziesiąty dziewiąty rok pracy zawodowej. Córka namawia mnie, żebym przestała pracować, ale zawsze odpowiadam: „To co w takim razie będę wtedy robić?!”. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji! Nie można siedzieć przed telewizorem, nie mieć pomysłu na siebie. Wobec tego – pracuję. Po prostu! Cieszę się, gdy widać efekty mojej pracy.
– Warto zauważyć, że na czele uczelni stoją kobiety – Pani Rektor, założycielka i właścicielka Magdalena Górska oraz dyrektor nowopowstałego Liceum Ogólnokształcącego Wyższej Szkoły Handlu i Usług Ewa Krąkowska.
– Jeśli człowiek ma zapał do pracy, sprawnie zarządza lub pracuje naukowo – nie ma dla mnie żadnej różnicy między panią, a panem na danym stanowisku. Przyznaję, że jednak w pracy wolę panie. Bywa, że są bardziej punktualne, zorganizowane, atmosfera jest bardzo przyjazna. Sama pracuję na tym stanowisku od dawna. Najwidoczniej właścicielka uważa, że dobrze wykonuję swoją robotę! (śmiech)
– I dobrze Wam się współpracuje.
– Współpracuje się nam rewelacyjnie. Każda z nas ma swój zakres obowiązków. Najważniejsze, że doskonale się uzupełniamy. Nie sposób w kilku zdaniach opowiedzieć o ogromie pracy, którą wspólnie wykonujemy. Pani Magdalena Górska jest świetnym menedżerem, szybko się uczy i bardzo się rozwija. Dobrze sprawdza się jako właściciel. Uruchomiła studia podyplomowe oraz prestiżowe studia menedżerskie Master of Bussines Administration w kilku miastach Polski. Zajęcia odbywają się nie tylko w Poznaniu, ale również w Warszawie, Gdańsku i Katowicach. Nabór do grup robimy dwa razy w roku. Pilnujemy jakości, dlatego zainteresowanie jest ogromne. Grupy startujące na początku marca są już w dużej części wypełnione. Jest to wielki sukces, szczególnie na tak trudnym rynku, jak ten w stolicy.
– A pani dyrektor Ewa Krąkowska?
– Pani Krąkowska jest doświadczonym doradcą metodycznym. Ma ogromne doświadczenie zawodowe, jest bardzo dokładna i pracowita. Uważam, że doskonale nadaje się na to stanowisko. Widać to po dobrej organizacji i działaniu Liceum Wyższej Szkoły Handlu i Usług. Zadowolenie młodzieży i rodziców jest ogromne, a zainteresowanie tak duże, że wkrótce zabraknie miejsc. Niestety nie dla wszystkich chętnych do pierwszych klas starczy miejsc.
– Nowe spojrzenie założycieli zmieniło sytuację?
– W tej chwili wprowadzamy nowe kierunki studiów, staramy się o otwieranie następnych, z rozmachem realizujemy studia magisterskie i podyplomowe. Wkrótce będzie gotowa nowa, rozbudowana oferta. W przygotowaniu są nowe materiały na marcowe poznańskie targi edukacyjne. Inwestujemy w infrastrukturę, remontujemy budynek i kupujemy kolejne nowoczesne wyposażenie. To naprawdę ogrom wyzwań i sporo pracy a wszystko to musimy zrobić w bardzo krótkim czasie. Staliśmy się nowoczesną uczelnią z tradycjami, a to zobowiązuje.
– Studiują u Was studenci z różnych krajów.
– Ważnym aspektem rozwoju jest dla nas umiędzynarodowienie uczelni. Dlatego prowadzimy pełne studia w języku angielskim i uczestniczymy w programie Erasmus. Studia te cieszą się dużym zainteresowaniem. Myślę, że to jest właściwa droga rozwoju dla polskich uczelni i szansa na zaistnienie na rynku międzynarodowym. Nie przypuszczałam, że wszystko się uda, a obecnie sytuacja jest tak dobra, że nie jestem nawet w stanie porównać jej do stanu z przeszłości! Najważniejszą wówczas rzeczą było dla mnie ratowanie szkoły. Teraz powstają nowe idee, mamy duże ambicje, i mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że uczelnia rozkwitła.
– Osiągnęliście sukces.
– Ale sukces nie przychodzi sam, jest to efekt ciężkiej pracy wielu ludzi. Nie tylko władz uczelni, ale całej naszej administracji, kadry naukowo-dydaktycznej i studentów z samorządem na czele.
– Studenci doceniają Waszą pracę?
– Studenci bardzo utożsamiają się z uczelnią i uczestniczą aktywnie w budowaniu jej akademickości. Wszyscy wnoszą swój wkład w rozwój. Za co bardzo serdecznie dziękuję.
– Jakie są Pani najpiękniejsze wspomnienia z wieloletniej pracy w Wyższej Szkole Handlu i Usług?
– Widzieć rozwój młodzieży to prawdziwa przyjemność. Ale tej pracy towarzyszą również duże emocje. Poznajemy się, widzimy się na zajęciach, pracujemy wspólnie naukowo, a później egzamin dyplomowy i żegnamy się na absolutorium. Z niektórymi osobami kontakt trwa wiele lat po ukończeniu przez nich uczelni. O sukcesach niektórych wychowanków moich czy męża mogę usłyszeć w mediach. To jest bardzo miłe, bowiem każda sytuacja, która jest sukcesem uczelni lub naszych studentów jest dla mnie ogromnym przeżyciem. Zawsze cieszy uruchomienie kolejnego kierunku studiów, bowiem oznacza, że kolejnym studentom będziemy mogli dać wykształcenie i szansę na rozwój osobisty. Pozytywna ocena wniosków przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zawsze oznacza dla mnie docenienie naszych starań.
– Z jakich osiągnięć jest Pani najbardziej dumna?
– Z moich prawnuków – mam sześcioro! To moje największe osiągnięcie. Życie rodzinne należy podtrzymywać i pielęgnować. Mój najstarszy, osiemnastoletni prawnuk czasem przychodzi do mnie na rozmowy. Zdarza nam się dyskutować na różne tematy.
– Ma Pani zasady lub złote myśli, które pomagają w pracy zawodowej, ale i w ogóle w życiu?
– Przede wszystkim uporządkowanie. Podczas piastowania danej funkcji należy pamiętać o wszystkich swoich obowiązkach. Bywają przecież pracowite okresy. Przychodzą mi na myśl inauguracje, kiedyś zrobiłam przykrość wszystkim słuchaczom, bo gadałam godzinę. Zmęczyłam się i ja, i inni! (śmiech) W pewnym sensie praca jest też moją pasją. Jestem dość samokrytyczna, ale staram się robić wszystko tak, jak najlepiej tylko mogę.
– Zajmuje się Pani problemami gospodarczymi. Potrzeba nam dobrych, wykształconych ekonomistów?
– Jak najbardziej! Potrzeba dobrych ekonomistów i sprawnych menedżerów. Wiedza ekonomiczna i umiejętności menedżerskie potrzebne są polskiej przedsiębiorczości. Czasami podstawową wiedzę wynosi się tak z domu, ale to w dzisiejszych czasach może nie wystarczyć do sprawnego rozwoju przedsiębiorstw. Dzisiaj firmy rywalizują w warunkach dużej konkurencji i globalizacji. Dostrzegamy również problemy przedsiębiorców z sukcesją firm. Młodzież nie chce lub często nie potrafi poprowadzić firmy stworzonej przez rodziców czy dziadków. Dlatego kształcenie powinniśmy zacząć jak najwcześniej. Stąd pomysł na klasę menadżersko-ekonomiczną w naszym liceum.
– No właśnie – pomówmy przez chwilę o Liceum Ogólnokształcącym.
– Lubię pracę z młodzieżą. Uruchomienie naszej licealnej placówki to było dobre posunięcie. Mamy do wyboru klasy menedżersko-ekonomiczną, turystyczno-językową, medialną, wojskową i strażacką – pod patronatem komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej. Poziom jest wysoki, ale młodzież bardzo chętnie się uczy. Ważna jest przyjazna atmosfera nauki. Liczy się nie tylko zdobywanie wiedzy, ale również zdobywanie umiejętności.
– Wiedzę zdobywa się nie tylko słuchając wykładu, ale także zadając pytania.
– Co istotne – nasi uczniowie i studenci nie boją się pytać i otwarcie dyskutują. To jest bardzo ważne. Nie można bać się pytań bo przecież mówi się, że nie ma głupich pytań. Przypomina mi to jednak historię pewnego pytania… wiele lat temu do mojego gabinetu, jeszcze w poprzednim miejscu pracy, wpadł student, który nigdy mnie nie widział, bo nie uczęszczał na wykłady i wykrzyknął ochoczo „Dzień dobry, czy jest doktor Wilczyńska?” (śmiech).
– Jest Pani też autorką książek ekonomicznych dla dzieci i ponad 190 publikacji naukowych. Jak wyłożyć ekonomię w przystępny, ciekawy sposób?
– Uznałam, że upowszechnianie wiedzy w tym zakresie należy zacząć od dzieci. Okazało się, że trafiłam dobrze – po wydaniu książek zaczęto aktywnie organizować olimpiady ekonomiczne. Obecnie Społeczna Szkoła Podstawowa „Dębinka” na Dębcu jest jednym z organizatorów, współpracuję z nią regularnie i efekty są fantastyczne. Nauczanie dzieci ekonomii to mój prawdziwy konik. Zainteresowanie jest duże, organizatorzy chcą rozszerzać ideę konkursu poza tereny regionalne. Na podstawie książek powstał nawet serial telewizyjny w reżyserii Pawła Pitery – „Maciek, rower i ekonomia”!
– Porozmawiajmy o życiowych przyjemnościach. Poza pracą, co najbardziej Panią cieszy? Co robi Pani w chwilach tylko dla siebie?
– Obecnie gram w brydża w gronie rodziny i przyjaciół w piątkowe popołudnia. Od siedemnastu lat uczęszczam też na zajęcia z gimnastyki w wodzie. Trzy razy w tygodniu! (śmiech) Najbardziej cieszyły mnie jednak podróże. Obecnie trochę je ograniczyłam, ale razem z moim mężem objechaliśmy całą Europę. Pod koniec lat 60. został zaproszony na wykłady do Belgii. Oboje byliśmy wtedy po czterdziestce i stwierdziłam, że wszystkie zarobki przeznaczamy od tego momentu na podróże. Żadnego budowania luksusowej willi, mowy nie ma! (śmiech) Przy okazji takich gościnnych wykładów męża zaczęliśmy podróżować naszą syrenką. Mąż był z zamiłowania geografem, więc planował trasy i w taki sposób zwiedzaliśmy świat.
– Jaki kraj najbardziej przypadł Pani do gustu?
– Bardzo lubię Hiszpanię! Podczas małżeńskich podróży byłam nią zachwycona. Teraz z kolei jeżdżę z rodziną w samochodowe trasy i od nowa poznaję Polskę.
– Co pozwala Pani na samodyscyplinę w życiu? Doświadczenie w pracy naukowej czy charakter?
– To chyba rys charakteru. Przyczyniły się też do tego doświadczenia. W czasie wojny chodziłam na tajne komplety, jednak zostały one rozwiązane. W związku z tym wszystkie klasy gimnazjum przerobiłam sama, w domu, z podręcznikiem i zdawałam egzaminy ze wszystkich przedmiotów. Nikt nie chce mi w to dzisiaj uwierzyć! Tak przygotowana poszłam do liceum i wyjechałam na studia do Krakowa, dwa lata później wyszłam za mąż.
– Jak poznała Pani męża?
– Nasi ojcowie się znali, oboje pracowali w Banku Polskim. W ramach ówczesnego zawodowego zwyczaju, rodzice przyszłego mojego męża złożyli wizytę w naszym domu. Wacek przyszedł wówczas razem z nimi. Uczęszczał wtedy do pierwszej klasy liceum i rodzice kazali mi mówić do niego „panie Wacku”. Tak się poznaliśmy. Już w czasie wojny, jako czternastolatka, usłyszałam: „Możesz mi mówić po imieniu!”. (śmiech) Wacek miał wówczas swoją pannę, jednak coś się tam popsuło… w rozmowie z kolegą zasugerował, że musi rozejrzeć się za inną dziewczyną, a kolega na to: „Po co, skoro masz taki ładny kwiatuszek w domu obok!”. I w ten sposób zostałam ładnym kwiatuszkiem! Przeżyliśmy razem sześćdziesiąt lat.
– Czuje się Pani spełniona życiowo? Ma Pani jakieś daleko idące plany, marzenia?
– Jak najbardziej. Zawsze robiłam to, co chciałam. Całe życie intensywnie pracowałam. Natomiast w kwestii marzeń… interesuje mnie przede wszystkim zdrowie, zdrowie i jeszcze raz zdrowie. Jak najdłużej.
– Wróćmy jeszcze na chwilę do szkoły. Czego może jej Pani życzyć na przyszłość?
– Dalszego rozwoju i realizacji wszystkich fantastycznych pomysłów. Wiem, że jest ich wiele.
– Gdyby miała Pani udzielić jednej rady kadrze naukowej Wyższej Szkoły Handlu i Usług, to powiedziałaby Pani, że…
– …że trzeba cały czas pogłębiać swoją wiedzę. To bardzo potrzebne. Nauczyciele akademiccy często są obciążeni pracą, ale trzeba być na bieżąco, szczególnie w kontekście wydawanych prac naukowych. Można nie wiedzieć wszystkiego, ale cały czas trzeba się doskonalić.

Rozmawiała Małgorzata Pelka