Być jak Maja Włoszczowska

Z Mirosławem Stenclem, przewodniczącym zarządu Stowarzyszenia Biedrusko, koordynatorem Domu Osiedlowego w Biedrusku oraz świetlic wiejskich, społecznikiem i zagorzałym cyklistą, rozmawiamy o kolarskich maratonach i turystyce rowerowej.

– Czy można Pana nazywać męskim odpowiednikiem Mai Włoszczowskiej?
– Jedno nas niewątpliwie łączy. Oboje jeździmy na rowerach marki Kross. Jednak porównywanie mnie z Mają Włoszczowską to ogromna przesada, pozostawię to bez komentarza (uśmiech).
– Jednak oboje ścigacie się po trudnych, żeby nie rzec ekstremalnych trasach.
– Tak, to prawda, jeździmy w ekstremalnych warunkach. Jest to dla mnie nowe wyzwanie. Jazda na rowerze zawsze sprawiała mi przyjemność. Z zaprzyjaźnioną grupą z Suchego Lasu i Poznania byliśmy rowerami turystycznie na Węgrzech. Dotarliśmy tam przez Polskę, Czechy i Słowację. W kolejnym roku pojechaliśmy przez Litwę, Łotwę i Estonię do Finlandii, na wyspy Alandzkie i do Szwecji. To wtedy właśnie Piotr Kurek, uczestnik wyprawy, znany dziennikarz poznański i pasjonat kolarstwa, namówił mnie na starty w maratonach MTB. Tak to się zaczęło i trwa do dziś. W roku 2012 założyłem team kolarski pod nazwą Stowarzyszenie Biedrusko Jakś-Bud.
– Te maratony MTB zawsze stanowiły dla mnie pewną tajemnicę. Bo o ile w biegowych maratonach ulicznych zawsze pokonuje się 42,195 km, w biegowych maratonach górskich czasami trochę więcej, ale też czterdzieści kilka, tak w rowerowych ta liczba się zmienia…
– Maratony MTB to dystans mini, czyli 30 – 40 km oraz dwukrotnie dłuższy dystans mega (60 – 80 km). W zawodach tych uczestniczy z roku na rok coraz więcej kolarzy. Pamiętam start w Suchym Lesie w 2009 roku. Było nas chyba 120 – 130 śmiałków. Dzisiaj przyjeżdża 500 – 700 pasjonatów kolarstwa. Zaczyna się robić ciasno i niebezpiecznie – jest dużo groźnych wypadków, a i poziom każdego roku wzrasta.
– Widzę jeszcze jedną różnicę pomiędzy maratonami biegowymi a rowerowymi – te drugie są droższe.
– Oczywiście, jest to bardzo drogi sport, bo oprócz zakupu profesjonalnego roweru trzeba zapłacić za jego serwisowanie oraz części, które się zużywają, za odpowiednią odzież sportową oraz za przejazdy. Także opłaty startowe to duże kwoty. Mamy szczęście, że od samego początku wspiera nas firma Jakś-Bud z prezesem Ryszardem Jakś na czele (który również startuje), a od przyszłego roku wspomagać nas będzie nowy sponsor – GCI Sp. z o.o. z Suchego Lasu.
– Ilu Was jest?
– Dzisiaj team liczy 10 osób. Chcemy w nadchodzącym roku powiększyć zespół o 2 – 3 zawodników. Dominują w naszym teamie wspaniałe dziewczyny: Justyna Lirsz, Wiesia Prycińska i Martyna Paszkowska. To one zgarniają medale na zawodach, których trochę w tym roku było. Justyna i Wiesia starują w maratonach oraz półmaratonach biegowych i dają sobie doskonale radę. Z kolei Martyna zajęła w tym roku, w kategorii K2, trzecie miejsce open. Ja natomiast, nie chwaląc się, w elicie byłych zawodowych kolarzy zająłem w 2014 r. piąte miejsce, a w tym roku siódme, co uważam za duży sukces. Taką opinię podziela zresztą Piotr Kurek.
– Słyszałem też, że potrafi Pan pozostawić z tyłu młodszych zawodników.
– Młodsi mężczyźni są oczywiście silniejsi, ale bywa, że nie doceniają starszych. Czasem dopiero na trasie otwierają oczy ze zdumienia, że kolarz, który mógłby być ich ojcem, okazuje się szybszy. Powinniśmy się więc nawzajem szanować. A wracając do mnie, to bywa, że młody zawodnik, który bez problemu wyprzedzi mnie na równym asfalcie, zostanie z tyłu, kiedy trasa jest piaszczysta i biegnie pod górkę. Bo ja akurat na takich trasach trenuję i je lubię.
– Trenowanie kolarstwa musi być chyba dość trudne?
– Niewątpliwie wymaga dobrej kondycji, sprawności i siły. Na pewno też wymaga refleksu, bo czasem dochodzi do groźnych wypadków. Nie jest to sport ani bezpieczny, ani dla wszystkich.
– Jak trenujecie?
– Przede wszystkim ważny jest trening przez cały rok, co oznacza tysiące kilometrów w nogach. Trzeba rozpoznać teren, bo standardem na zawodach jest woda, błoto, piach, strome zjazdy, podjazdy. Ważne też, żeby mieć trochę pokory, szczególnie, kiedy ma się do czynienia z lepszymi od siebie. Trenujemy także zimą. Zdarzają się wtedy upadki na lodzie.
– Gdzie zimą można trenować?
– Na asfalcie, ale i w terenie, np. w Puszczy Zielonce. Zresztą puszcza fajna jest o każdej porze roku. Latem zdarza mi się, że zrywam się o czwartej rano, żeby jechać do Zielonki. Tam teren jest naprawdę urozmaicony, a natura pokazuje swój lwi pazur. Rowerzysta musi więc pokonać górki, piach i kocie łby. To wszystko potem procentuje na maratonach.
– Rozpoznanie terenu dużo ułatwia?
– Niewątpliwie. Ścigałem się na trasie, którą przecina rzeka. Większość kolarzy przez nią przejeżdża. Ja wolę zamoczyć nogi i rower przenieść. Bo wiem, że za chwilę jest pylista droga, co skończy się tym, że łańcuch i zębatki pokryte zostaną skorupą błota.
– Jak to się w ogóle stało, że zakochał się Pan w rowerze?
– Sport zawsze sprawiał mi przyjemność. W  czasach szkolnych dominowała piłka ręczna, później tenis i pływanie, biegi, a teraz nowe wyzwanie to rower.
– Jakie macie plany na najbliższy rok?
– Chcemy utrzymać wysoką pozycję w klasyfikacji drużynowej, a jeśli chodzi o indywidualną, chcemy również, żeby kilkoro naszych zawodników, podobnie jak w latach poprzednich, zostało sklasyfikowanych i stanęło na podium. Jako, że wspomaga nas finansowo strategiczny sponsor firma Jakś-Bud, a teraz jeszcze GCI Sp. z o.o. z Suchego Lasu, chcemy uszyć drugi komplet strojów dla wszystkich zawodników startujących w maratonach. Pomoc sponsorów jest nieoceniona, jednak podkreślić trzeba, że główny ciężar finansowy spoczywa na samym zawodniku. Łańcuch, kasetę, ogumienie trzeba zmieniać często, a to oznacza setki złotych.
– Mówimy cały czas o kolarstwie, ale przecież jest Pan także, a może przede wszystkim społecznikiem.
-Zgadza się, jestem przewodniczącym zarządu Stowarzyszenia Biedrusko, organizatorem wielu imprez plenerowych, jak Dzień Dziecka, Dni Biedruska czy Wigilia dla osób samotnych. Zresztą team Stowarzyszenie Biedrusko Jakś-Bud też ja zakładałem.
– Skąd się Pan w ogóle wziął w Biedrusku?
– Ojciec był oficerem Wojska Polskiego, więc zmieniał miejsce zamieszkania. Urodziłem się w Poznaniu, przez rok mieszkałem w Skwierzynie, a potem przenieśliśmy się do Biedruska, gdzie mieszkam do dziś.
Rozmawiał Krzysztof Ulanowski

Stowarzyszenie Biedrusko Jakś-Bud
Mirosław Stencel, Martyna Paszkowska, Justyna Lirsz, Wiesława Prycińska, Piotr Przybył, Sebastian Łontka, Andrzej Wenski, Krzysztof Pryciński, Tomasz Antuchowski, Ryszard Jakś.