Ulica Jana i Stefana Rewersów obchodziła imieniny

To już trzecia taka impreza. Wszystko po to, żeby mieszkańcy ulicy bardziej się zintegrowali. I wygląda na to, że cel został spełniony.

Janusz Moszyński, emerytowany nauczyciel i dobry duch tej imprezy, podkreśla, że mieszkańcy ulicy świętują, bo jest co świętować.

– Dzieją się u nas wielkie rzeczy – mówi. – Z własnej inicjatywy utwardziliśmy nawierzchnię ulicy i zainstalowaliśmy oświetlenie, choć oczywiście finansowo pomogła nam gmina. Z kolei z inicjatywy gminy doszło u nas do zmiany organizacji ruchu.

Parasol przegonił deszcz

Mieszkańcy współpracują, by poprawić na swojej ulicy warunki  życia i współpracują też, organizując święto tejże ulicy.

– Każdy coś przy imprezie zrobił – podkreśla Janusz Moszyński, zataczając ręką koło.

Rozglądamy się. Na ulicy stoją piłkarzyki i urządzenia do ćwiczeń, leżą pokryte malunkami płachty papieru.

– W ciągu godziny przewinęło się tu 15 dzieci – mówi Anna Szafrańska. – Nie tylko malowały, ale i wycinały masę solną.

– Mój Franek jest już po malowaniu – wtrąca pan Marek, mieszkaniec osiedla Jagodowego. Na festyn zaprosiła go jego kuzynka Małgorzata.

Tuż obok nas mały chłopiec chodzi na szczudłach. Na niewielkiej scenie młodzi artyści szykują się do występu. Kawałek dalej rozstawiono stoły, przy których mieszkańcy i ich goście posilają się. Jednym z gości jest przewodnicząca Rady Gminy Małgorzata Salwa-Haibach, która na imprezę przyszła z parasolem. Trudno jej się dziwić; przez cały dzień na niebie zbierały się ciemne chmury. Kiedy jednak rozmawiamy, niebo znów jest czyste.

– To mój parasol przepędził deszcz – żartuje pani przewodnicząca. – Bardzo mi przyjemnie, że mnie zaproszono, bo cenię takie lokalne inicjatywy – dodaje już poważnie. – Ludzie mogą się lepiej poznać, a ich mała ojczyzna staje się bardziej zintegrowana. Oby takich imprez było jak najwięcej!

– A gdyby każda ulica w gminie świętowała swoje imieniny, w każdym z tych świąt wzięłaby pani udział? – pytamy.

– W miarę możliwości tak, bo moja funkcja to służba ludziom. Jestem dla ludzi – podkreśla. – A tu przyszłam tym chętniej, że ulica Rewersów jest szczególna. Jej patroni to mieszkańcy naszej gminy, ludzie bardzo zasłużeni dla wspólnoty. Cieszę się, że młode pokolenie kontynuuje rodzinną tradycję – chwali. – Poza tym tutaj dla każdego przygotowano coś miłego: dorośli mogą coś zjeść, dzieci pobawić się, a wszyscy posłuchać miłej muzyki.

Złota rybka nie lubi Putina

O tę muzykę też zresztą po części zadbały dzieci. Ala i Kasia zaśpiewały piosenkę „Nie ma jak u mamy”. Nieco starsi wokaliści woleli kompozytorów włoskich – Jarosław Rewers zaśpiewał utwory Nicoli Vaccai i Alessandra Scarlattiego.

Na tej samej scenie wystąpiła Iza, mieszkanka ulicy Rewersów, która w ramach spektaklu teatralnego przeistoczyła się w brodatego rybaka. Rybak, rzecz jasna, złapał złotą rybkę, a ta obiecała spełnić jego życzenie. Ciąg dalszy znacie – zołzowata żona brodacza zażyczyła sobie domu, a potem zamku. W końcu zapragnęła zostać władczynią świata.

– Ale co to właściwie znaczy? – zapytał rybak zasłuchanej widowni.

– Chce być Putinem? Bogiem? – przekrzykiwały się dzieci.

Tego było już dla złotej rybki za wiele. Zamek ponownie stał się starą chatką.

– I jaki z tego morał? – zapytała Iza. – Nie można chcieć za wiele.

No chyba, że jest się mieszkańcem ulicy Rewersów. I samemu się zadba, żeby życzenia się spełniały.

Krzysztof Ulanowski