Mirosław Okoński, legenda europejskiej piłki nożnej, stał się bohaterem książki poznańskiego dziennikarza sportowego Radosława Nawrota. Przy okazji promocji dzieła, słynny „Okoń” spotkał się z wójtem i mieszkańcami naszej gminy.
Piłkarz zaczynał swoją karierę w Gwardii Koszalin, ale największą sławę zdobył, grając w Lechu Poznań i potem w niemieckim Hamburger SV.
Lewą nogą wiązał krawat
Słynął ze swoich podań i strzałów lewą nogą, a także z niesamowitego dryblingu. Kibice żartowali, że lewą nogą mógłby nawet zawiązać krawat. W sucholeskiej kawiarni Cafe Szkolna 16 piłkarz pojawił się wraz z wójtem Grzegorzem Wojterą oraz prezesem stowarzyszenia Red Box Maciejem Jankowiakiem. To właśnie Red Box jest wydawcą książki, która wyszła spod pióra red. Radosława Nawrota z poznańskiej „Gazety Wyborczej”. Starsi mieszkańcy kupowali książki, a dzieci i młodzież prosili o zdjęcia z autografem.
– Nie szkodzi – mówi prezes Jankowiak. – Przeczytają za jakiś czas, kiedy już posłuchają opowiadań rodziców.
Egzemplarze biografii z autografem jej bohatera dostali też przedstawiciele naszej redakcji, za co serdecznie dziękujemy. A skąd w ogóle wzięła się książka?
– Mój brat Robert wpadł na pomysł, że warto reaktywować legendę „Okonia”, no a dzięki naszym wspólnym projektom znaliśmy dobrze Radka i wiedzieliśmy, że to fachowiec od sportu. – mówi M. Jankowiak. – Mirek, Radek i Robert spotykali się przez około pół roku, rozmawiając po kilka godzin dziennie. W efekcie powstało 450-stronicowe dzieło.
Nie bał się poznańskich kiboli
Książkę „Okoń” można kupić w wydawnictwie Red Box, także przez Internet. Chyba warto, bo piłkarz miał barwne życie, a autor biografii to pasjonat sportu.
– Jesteśmy obaj koszalinianami z pochodzenia – zagaduję Mirosława Okońskiego. – Nie tęskni pan za rodzinnym miastem?
– Tęsknię cały czas, nawet byłem w Koszalinie z okazji 65-lecia klubu, przyjąłem odznaczenie, zagrałem z weteranami – uśmiecha się „Okoń”.
Wiadomo, przeprowadzka do Poznania to był awans. Jednak już po trzech latach piłkarz musiał się przenieść jeszcze dalej – do Warszawy.
– Powołano mnie do wojska i musiałem grać w Legii – wzrusza ramionami Okoński. – Na przepustkę do Poznania przyjechałem tuż przed stanem wojennym. W niedzielę rano, 13 grudnia, dziecko mi mówi, że zepsuł się telewizor. Poszliśmy na sanki, a tam spotykam znajomego, który krzyczy, że jest stan wojenny. Wracamy do domu i widzę żołnierzy WSW. Spanikowałem i uciekłem, ale złapali mnie i odesłali do Warszawy – śmieje się.
– Nie miał pan momentu zawahania, kiedy jako legionista strzelał pan bramkę Lechowi? – pytam.
– Nie i nie bałem się też poznańskich kiboli – wzrusza ramionami. – Bardziej przestraszyła się moja sąsiadka, bo to jej okno obrzucili przez pomyłkę jajkami – puszcza oko.
Człowiek od rzeczy niemożliwych
Na przełomie lat 80. i 90. „Okoń” grał w AEK Ateny. W stolicy Grecji piłkarz o mały włos nie poznał naszego obecnego wójta.
– Byłem wtedy przed studiami i pracowałem w Grecji – opowiada Grzegorz Wojtera. – Kończyła mi się wiza, musiałem już wracać, a tu strajki sparaliżowały komunikację. I ktoś mi powiedział, że jest w Atenach taki Okoński, piłkarz, który wszystko potrafi załatwić… – uśmiecha się. – W końcu jednak udało mi się poradzić w inny sposób – dodaje.
– Ja potrafię wszystko załatwić? – zastanawia się „Okoń”. – No, faktycznie, pomagałem kiedyś zawodnikowi, który nie mógł wylecieć, bo zgubił paszport – przypomina sobie ze śmiechem.
Dziś już w większości krajów europejskich wiz i paszportów nie potrzebujemy, co nie oznacza, że umiejętności Mirosława Okońskiego nie mogą się przydać. Legendarny piłkarz wspiera dziś projekty firmy Red Box, skierowane do dzieci i młodzieży. A 5 września br. weźmie udział w turnieju „Nowoczesna Gmina”. Mecze rozgrywane będą w Suchym Lesie, na trawie naturalnej.
Krzysztof Ulanowski