Wójt Grzegorz Wojtera podsumowuje mijającą kadencję, broni swoich decyzji, wyraża obawy przed kampanią wyborczą i ocenia swojego kontrkandydata.
– Będzie Pan kandydował w najbliższych wyborach na wójta gminy Suchy Las?
– Tak, będę. Decyzję podjąłem już wcześniej.
– Zaniepokoiło Pana oświadczenie radnego Michała Przybylskiego, że poważnie rozważa kandydowanie na wójta czy też przyjął je Pan ze spokojem?
– Zasadą demokracji jest, że mieszkańcy mają prawo wybrać osoby, którym powierzą na pięć lat losy swoich gmin. My jako bierni uczestnicy tego procesu musimy starać się pozyskać kredyt zaufania, to normalna rywalizacja. W tym wyścigu tak samo ważny jest program, jak i szacunek do rywala.
– Wystartuje Pan też na radnego?
– Nie będę kandydował na radnego. Nie ma takiej prawnej możliwości. Chcę skoncentrować się na kandydowaniu na stanowisku wójta.
– Radny Przybylski odniósł się do Pana krytycznie, ale przyznał, że ma Pan wiedzę i doświadczenie. A co dobrego powie Pan o swoim rywalu?
– Miło mi, że ktoś kto zazwyczaj mnie krytykuje przyznał, że mam wiedzę i doświadczenie. Moja ocena pana Przybylskiego może opierać się wyłącznie na podstawie kilku lat współpracy – wcześniej znałem go jako szefa osiedla i później jako radnego. Bez wątpienia jest osobą pracowitą, ambitną i posiadającą całkiem sporą wiedzę na temat samorządu. W najbliższych miesiącach będę od mojego konkurenta oczekiwał tego czego zapewne mu nie brakuje i co powinno być osią sucholeskiej kampanii – zdrowego rozsądku i kultury.
– A co się Panu w rywalu nie podoba?
– Styl i sposób działania. Zarządzanie konfliktem to nie jest produktywny sposób uprawiania polityki.
– Czy mam rozumieć, że porównuje Pan klub Gmina Razem do PiS-u?
– Jest sporo podobieństw. Pan Przybylski też działa z drugiego szeregu.
– Ależ on jest szefem klubu. I w przeciwieństwie do prezesa partii rzą-dzącej jest raczej spokojny i zrównoważony.
– Nieważne, że jest szefem klubu. Za dużo wagi przywiązuje do PR-u, niekoniecznie białego. Wierzy, że nieprawda powtarzana 10 razy prawdą się staje.
– Teraz porównuje go Pan do Goebbelsa…
– Nie porównuję. Ale absurdem jest nieustanne i nieuzasadnione żadnymi faktami sugerowanie, że gmina trzy razy przepłaciła za szkołę przy Konwaliowej. Pan Przybylski nie wspomina o dochodach z podatku od inwestora, o opłatach z tytułu użytkowania wieczystego, które płaci prywatny inwestor. Gmina nie ponosi kosztów remontów, przeglądów, ubezpieczenia etc. A na samym końcu gmina uzyskuje tytuł własności za jeden grosz – już podpisaliśmy akt notarialny.
– Za drobne remonty też nie płaci?
– Za drobne tak. W największym skrócie: klamka się urwie – płaci gmina. Rura strzeli – prywatny inwestor.
– Z wywiadu, którego Pan Wójt udzielił 25 kwietnia bm., wynika że szkoła powinna kosztować 13 mln zł, z kredytem 15 mln zł. Szkoła przy Konwaliowej, po odliczeniu wszystkich korzyści gminy, kosztowała więc ok. 20,5 mln zł.
– Wywiad nie jest oczywiście w żadnym stopniu oficjalnym stanowiskiem urzędu w tej sprawie. Chciałem pokazać jak bardzo daleki od prawdy jest pan Przybylski sugerując trzykrotne „przekroczeniu budżetu”. W pewnym sensie Pan zadając mi to pytanie już zdezawuował – opierając się na podliczeniach wykonanych przez pana Dziedzica tę wyssaną z palca tezę. Na marginesie Państwo również nie wykazaliście dokładności rachunkowej. Dodając wszystkie kwoty uzyskujemy kwotę 21 420 tys. a nie 20 500 tys. Różnica ok. miliona! Podkreślam jednak, że podane kwoty nie stanowią katalogu zamkniętego i nie są twardymi danymi. Nikt nie jest w stanie określić, jaki byłby realny koszt kredytu uzależniony zapewne od wielkości i okresu spłaty. Proszę zwrócić uwagę, że istnieje cała paleta ryzyk i kosztów pośrednich, które powodują, że kolejny pomijany przez wszystkich czynnik cenotwórczy, jakim jest zysk przedsiębiorcy, będzie możliwy do zdyskontowania przez niego dopiero po zamknięciu kontraktu, czyli w 2029 r. Dość zabawny był też przedstawiony przez szefa Gminy Razem zarzut, że partnerem w tym projekcie była firma z terenu gminy. Moim zdaniem lepiej, że z naszej gminy niż np. z Warszawy lub Chin. Poza tym chciałem delikatnie zauważyć, że jest to ta sama firma, z którą na łamach Państwa gazety właśnie członkowie Gminy Razem od kilku miesięcy wspólnie i ochoczo prezentują się na zdjęciach. W mojej ocenie nic w tym ani złego, ani gorszącego, ale warto stosować te same standardy.
– Miał Pan wizytę CBA w urzędzie. Czego służby u Pana szukały?
– Zapewniam, że niczego nie szukały. Dwie bardzo kulturalne funkcjonariuszki przyjechały zebrać dokumentację w trzech sprawach. Nie wiem, czy jestem uprawniony, by o tym mówić szerzej. W każdym razie chodzi o sprawy, o których radni Gminy Razem mówią i piszą od jakiegoś czasu. Taka zbieżność. Zakładam, że przypadkowa.
– Sugeruje Pan, że radni na Pana donieśli?
– Powiem tylko tyle, że wizyta była skutkiem złożonych doniesień. Na temat ich autorów mam swoją opinię.
– Dlaczego nie powiadomił Pan opinii publicznej o kontroli CBA? Taki komunikat oczyściłby atmosferę. Przecież wiadomo było, że ta informacja w końcu wyjdzie na jaw.
– Uważa pan, że atmosfera jest zanieczyszczona? Moim zdaniem pretensje pana Dziedzica o brak komunikatu w sprawie kontroli są śmieszne.
– Wizyta służb specjalnych siłą rzeczy rodzi podejrzenia. Komunikat ma szansę je rozwiać. Weźmy przykład miasta, w którym rządzi opozycja. Ratusz może tłumaczyć, że rządząca partia nasłała służby z przyczyn politycznych.
– Owszem, jak to miało miejsce w Poznaniu. Jeśli chodzi o Suchy Las, królowa brytyjska nas nie odwiedziła. Była to rutynowa kontrola CBA, która wpisała się w bieżącą działalność Urzędu Gminy.
– Na przedostatniej sesji przewodniczący Michał Dziedzic z Zarządu Osiedla Suchy Las przyparł Pana do muru. Wykazał, że Pan wiedział o sposobie wejścia w posiadanie nowej siedziby ZGK.
– Nie poczułem się, szczerze mówiąc, przyparty do muru. Zanim doszło do zawarcia umowy, której przedmiotem był obiekt po Volkswagenie, mieliśmy trzy lokalizacje. W przypadku Szkółkarskiej brak było zgody Rady Gminy na aport rzeczowy. Fatalną lokalizacją z ekonomicznego punktu widzenia było Chludowo. Trzecia lokalizacja – działka w pobliżu Renault zdaniem władz spółki była zbyt droga. Zabudowana nieruchomość po Volkswagenie z wielu powodów była najlepsza dla naszej spółki. Należało jednak określić pewne warunki do spełnienia. To co było dobre dla salonu samochodowego niekoniecznie pasowało do spółki komunalnej.
– Dlaczego jednak budynku po prostu nie kupiono?
– Nigdy się tą działką jako przedmiotem zakupu nie interesowaliśmy. Wynikało to ze specyfiki budynku, klasycznego salonu samochodowego z wielką kubaturą i nieprzystającymi do potrzeb naszej spółki rozwiązaniami architektonicznymi. Dlatego warunkiem wynegocjowanym przez zarząd ZGK była całkowita przebudowa obiektu, której właściciel dokonał. W tym „akwarium” ze szkła pojawiła się nawet druga kondygnacja! Mam wielkie pretensje do radnego Włodzimierza Majewskiego, że przedstawia w tej kwestii nieprawdziwą informację. Już po przebudowie niezależny rzeczoznawca wycenił wartość nieruchomości na 10,3 mln zł.
– Radni spierali się z Panem także o stację benzynową przy ulicy Obornickiej. Nadal Pan uważa, że na odcinku 4 km potrzebne są cztery stacje paliw? Czy to zgodne z ideą zrównoważonego rozwoju?
– Konkurencja klientom raczej nie przeszkadza. Poza tym nie ma przepi-su, który ogranicza liczbę stacji, aptek czy restauracji w gminie.
– Trudno to chyba porównywać. Na terenie stacji paliw znajdują się ła-twopalne, wybuchowe substancje.
– A w aptekach substancje trujące. W restauracjach szkodliwe, czerwone mięso i gorący olej itd., itp. Nie zgadzam się z zarzutem radnych, że stacja generuje ruch. Stacja ruch wykorzystuje. Po paliwo jedzie się przy okazji. Przypomnę też, że inwestor na swój koszt zmieni wizerunek tego miejsca.
– Radni koalicji uważają, że wizerunek gminy tworzą gmachy bardziej estetyczne niż budynek stacji.
– Np. jakie?
– Chociażby Octopus, CKiBP czy Galeria Sucholeska.
– Konstytucja nie zakazuje budować właścicielowi zgodnie ze swoją estetyką. Decyduje o tym właściciel i plan miejscowy. W kwestii stacji liczyłem na wsparcie radnej Agnieszki Targońskiej, która walczy ze szpecącymi krajobraz reklamami. Liczyłem także na to, że wszyscy docenią, że Sucholeska zostanie na koszt inwestora poszerzona o jeden pas. Szkoda, że stacja nie powstała. Mówię to z żalem i przekonaniem. Inwestor się definitywnie wycofał i zainwestował środki w innej gminie. Bardzo ładna jest ta nowa stacja przy węźle w Rokietnicy.
– Wróćmy do spółki ZGK. Radni krytycznie odnieśli się do propozycji stawki za wywóz odpadów w wysokości 18 zł.
– 18 zł to nie stawka. Przypomnę, że dziś płacimy 13 zł za odpady posegregowane. W projekcie uchwały 18 zł to moja propozycja na rozpoczęcie dyskusji. W każdej gminie czy związku gmin dyskusja rozpoczyna się od pokazania kosztów. Nawet tak hołubiony przez naszych radnych GOAP potwierdził ustami swojego dyrektora, że 17-18 zł to koszt wywozu odpadów w gminach podpoznańskich. Jeśli za śmieci, wodę czy ścieki nie płaci odbiorca, to dopłaca gmina. W tym przypadku ja przedstawiłem koszty, a moi oponenci potraktowali to jak łup polityczny. Spodziewałem się bardziej merytorycznego podejścia. Czekałem na dyskusję i konkretne propozycje.
– Nie żałuje Pan decyzji o wycofaniu się z GOAP-u?
– Absolutnie nie. Wprawdzie na wniosek gminy Suchy Las parlament zmienił art. 402 POŚ, ale o pół roku za późno. Musielibyśmy wpłacić do kasy GOAP ok. 4 mln zł. Stąd decyzja o wyjściu ze związku.
– Jak by Pan ocenił ostatnie cztery lata współpracy z Radą Gminy?
– W bilansie zysków i strat przeważają straty. Nieraz bardzo wymierne, w pieniądzach i przestrzeni. Mam tu na myśli złe decyzje w kwestiach pla-nowania przestrzennego. Bolesne są też straty wizerunkowe, dezintegra-cja społeczna…
– Sugeruje Pan, że mieszkańcy gminy podzieleni są na dwa zwalczające się obozy sympatyków Pana i koalicyjnych klubów?
– Wyraźnego podziału nie ma, ale w dyskusjach pojawiają się emocje oparte na plotkach. Pojawia się nieufność, asekuracja. To ostatnie jest bardzo niedobre w przypadku biznesu. Brak impetu, podbudowy do podejmowania ryzyka. Nawet w Urzędzie Gminy pojawiła się niepewność i pewien rodzaj dyskomfortu.
– Przecież Pański kontrkandydat pochwalił fachowość pracowników urzędu.
– Cieszę się, że wymienił z nazwiska te dwie osoby. Zapewniam, że ja byłbym w stanie wskazać więcej osób, które są dobrymi fachowcami. Ale już słowa o braku umiejętności czytania po polsku ze zrozumieniem trze-ba ocenić jako… co najmniej mało eleganckie. Oczywiście każdy ma prawo dobierać sobie zespół ludzi którym ufa.
– Załóżmy, że wygra Pan wybory. Jakie zadania na Pana będą czekać?
– Mnóstwo rzeczy jest do dokończenia, np. kanalizacja północ. Mówię tu o Zielątkowie i Golęczewie. To zadanie o wartości jeszcze 30-40 mln zł. Trzeba też poprawić rozwiązania drogowe, w tym układ krążenia obocz-nego. Chodzi o rozładowanie ruchu, zwłaszcza w Suchym Lesie i Złotnikach. Musimy rozbudować bazę oświatową w Biedrusku, Golęczewie i Suchym Lesie. Chciałbym jak najszybciej przekroczyć 200 mln zł budżetu. Wtedy wystarczy na większość spraw. Chcę też ostatecznie wygrać batalię o poligon. To moja ambicja.
– Popierający Pana klub Nowoczesna Gmina ma pecha. Wojciech Korytowski przestał być radnym. Teraz z problemami boryka się radny Paweł Tyrka.
– Wojtek Korytowski zawsze będzie dla mnie kimś ważnym. Ten człowiek w swoim życiu zrobił wiele dobrego dla innych. Został napiętnowany za to, że był przedsiębiorczy. To nie pasuje do Suchego Lasu. Radny miał reklamę firmy swojej żony na kawałku gminnego gruntu, za co płacił dzierżawę. Stworzono z tego „aferę”, dla której powołano nawet speckomisję. Podobnie sprawa wygląda z radnym Tyrką. Żal, że rada zamiast zajmować się sprawami istotnymi, daje wplątywać się w jałowe działania.
– Ale to wojewoda doprowadził do wygaśnięcia mandatu pana Korytowskiego. Wojewoda nie jest w Gminie Razem.
– A cóż miał zrobić? Najbardziej oburzyło mnie to, że radni chytrze uchylili się od podjęcia decyzji i postanowili zniszczyć kolegę cudzymi rękami. Poza tym podkreślano na każdym kroku naruszenie przepisów antykorupcyjnych – bo takie sformułowanie budzi bardziej negatywne emocje niż użycie prawidłowego określenia: art. 24f ustawy o samorządzie gminnym. Ale że manipulacje stały się w naszej gminie codziennością i ta, szczerze mówiąc, mnie nie zdziwiła.
– Nie żałuje Pan, że cztery lata temu nie zdecydował się Pan na koalicję z klubami Gmina Razem i Inicjatywa Mieszkańców? Miałby Pan większość w Radzie Gminy.
– Nie. Gmina Razem miała przecież innego kandydata na wójta. Radni tego klubu czuliby się niekomfortowo. Poza tym trzeba mieć zasady. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale nie chciałem fałszywej koalicji. Uważam, że dobrze wybrałem.
– Załóżmy, że przegra Pan wybory. Co dalej?
– Postaram się nie przegrać. Postaram się przekonać wyborców, by na mnie zagłosowali. Nie mam planu B. Obawiam się natomiast kampanii. Przed nami pół roku. Jeśli przez ten czas doprowadzimy się nawzajem do maksymalnego natężenia negatywnych wibracji, staniemy się mniej uży-teczni dla bliskich. Prowadzenie gry na wyniszczenie może się skończyć tym, że na fotelu usiądzie ktoś ledwie żywy. Znany polityk powiedział, że życie przez pół roku na ciśnieniu 200/100 to rok życia mniej. Tego nikomu nie życzę. Dla mnie zdrowa kampania to codzienna praca, w której tkwię od 20 lat.
– Może za długo? Nawet Perykles nie rządził tyle lat.
– Śmieszą mnie sugestie radnego Krzysztofa Pilasa, że jestem wypalony. Wypalenie to jednostka chorobowa, a radny Pilas nie jest, z tego co wiem, lekarzem. Nie jest też moim zwolennikiem, więc raczej go nie po-słucham. Pyta Pan czy nie za długo??? Niech ocenią to wyborcy. Niech zdecydują, czy chcą tracić czas na kolejną „dobrą” zmianę.
Rozmawiał Krzysztof Ulanowski