Zdrowy rozsądek powinien być ważniejszy niż polityka

Z radnym Michałem Przybylskim, przewodniczącym klubu Gmina Razem rozmawiamy o zmianach zachodzących w naszej gminie, a także o planach na przyszłość w kontekście nadchodzących wyborów samorządowych.

– Stowarzyszenie Gmina Razem wysunęło Pańską kandydaturę na wójta.
– Jestem gotów do podjęcia nowych wyzwań i poważnie rozważam kandydowanie na wójta. Mam spore doświadczenie w sprawach samorządowych. Od ośmiu lat działam lokalnie, najpierw jako członek Zarządu Osiedla Złotniki-Osiedle, później jako przewodniczący, teraz jako radny i szef klubu. Przewodniczyłem też kilku komisjom doraźnym, między innymi komisji, która stworzyła Kodeks Etyki Radnego. Dziś pracujemy nad nowym Statutem Gminy. Reprezentuję środowisko, które chce zmiany stylu zarządzania gminą.
– Jakie ma Pan przygotowanie zawodowe?
Zawodowo związany jestem z informatyką i edukacją, a przecież szkolnictwo to jedno z podstawowych zadań samorządu. Od wielu lat zarządzam też firmami z sektora prywatnego oraz publicznego.
– Jak trafił Pan do gminy Suchy Las?
– Pochodzę z Jarocina. Po maturze przeniosłem się do Poznania, gdzie ukończyłem Wydział Nauk Społecznych UAM, a później studia podyplomowe z dziedziny zarządzania i informatyki, co pozwoliło mi kierować dużymi projektami z dziedziny e-learningu. 15 lat temu przeprowadziliśmy się z rodziną do Złotnik.
– Jest Pan urodzonym politykiem?
– Politykiem chyba nie, ale zawsze lubiłem działać lokalnie. Zasiadałem w pierwszym studenckim parlamencie UAM. Z ramienia NZS-u, który w tamtym czasie nie był jeszcze organizacją legalną. Może to przez geny? Mój dziadek za politykowanie przesiedział sporo czasu w stalinowskich więzieniach… Działalność samorządowa jest u nas rodzinna – moja siostra była wiceburmistrzem Jarocina.
– Sympatycy wójta zarzucają Wam, że nie widzicie, że gmina Suchy Las się rozwija.
– Wiemy, że gmina nie jest w ruinie. Rozwijamy się, jednak nie na miarę tak dużego budżetu. Poza tym z tego budżetu nie korzystają zwykli mieszkańcy, którym np. ostatnio zaproponowano, że będą płacić aż 18 zł za śmieci od osoby! W sytuacji, gdy gminy ościenne płacą za to samo 12 zł. Nie ma na to zgody.
– Nie jesteście zadowoleni ze współpracy z dotychczasowym włodarzem?
– Jeżeli chodzi o tę kadencję, to w pierwszej fazie, po uporaniu się z powyborczym szokiem, Grzegorz Wojtera postanowił nas ignorować. Tak było do momentu, gdy wprowadziliśmy kilkadziesiąt poprawek do budżetu. Pierwszy raz od lat rada nie przyglądała się biernie budżetowi konstruowanemu przez wójta, lecz sama wykreowała jego konkretny kształt. W latach następnych było podobnie.
– Jaka była reakcja?
– Niektórych to zdziwiło. Osoby zaangażowane w samorząd, w tym wójt, zrozumiały, że koalicja klubów Gmina Razem i Inicjatywa Mieszkańców to zwarta grupa, która ma swoje cele i będzie je konsekwentnie realizować. Mieszkańcy postawili nie tylko na nowe twarze: Agnieszkę Targońską, Włodzimierza Majewskiego czy młodych radnych z Biedruska – Grzegorza Łukszo i Dariusza Matysiaka, ale też na ludzi sprawdzonych w samorządzie, do których można zaliczyć Krzysztofa Pilasa i Zbyszka Hącię, a także przewodniczącą rady Małgorzatę Salwa-Haibach. Z drugiej strony mieliśmy świadomość, że bez współpracy z wójtem wielu spraw nie uda się zrealizować. Rada decyduje, gdzie trafią środki finansowe, co będzie budowane, a co nie. Potem jednak te uchwały rady musi zrealizować organ wykonawczy.
– Czyli bliska współpraca jest konieczna?
– Tak, nawet jeśli w wielu sprawach się nie zgadzamy. Rada decyduje o budowie drogi w Biedrusku czy oświetleniu ulicy w Suchym Lesie, ale to wójt rozpisuje przetarg na projekt i realizację inwestycji. Od jego dobrej woli zależy jakość dokumentacji przetargowej i w efekcie skuteczność podjętej procedury. Boleśnie brak współpracy wójta z radą odczuli np. mieszkańcy rejonu ulicy Mokrej we wschodniej części Suchego Lasu. Od dwóch lat rada przeznacza na ten rejon środki budżetowe, a wójt nie zrobił nic. Bo nie chciał.
– Czy jednak trzeba wystawiać kontrkandydata? Wójt to doświadczony menadżer.
– Przy sprawowaniu władzy co jakiś czas konieczna jest zmiana. Rada Gminy co cztery lata zmienia około połowy składu. W Urzędzie Gminy od 20 lat panuje ta sama ekipa, która dystrybuuje ogromne sumy pieniędzy publicznych, kontroluje gminne media. Posiada duże, zbyt duże wpływy. Nasza grupa poważnie naruszyła interesy gminnego establishmentu, dlatego odsądza się nas od czci i wiary.
– Jest Pan zwolennikiem dwukadencyjności?
– Konsekwencje zbyt długiego rządzenia są wielorakie. Traci się naturalną w początkowych latach energię i chęć do działania. Jak inaczej wyjaśnić fakt, że w ostatnich latach wójt nie wykonał połowy zadań inwestycyjnych, które do wykonania powierzyła mu Rada Gminy w uchwale budżetowej? Poza tym wiemy, że długie sprawowanie władzy oznacza powstanie rozległej sieci zależności.
– O jakie zależności chodzi?
– Towarzyskie, koleżeńskie, polityczne itp. Przykładów kolesiostwa jest aż nadto. W ostatnim czasie mandat radnego stracił Wojciech Korytowski, wieloletni radny z klubu wójta Nowoczesna Gmina. Naruszył przepisy antykorupcyjne. Jako przedstawiciel jednej z firm wchodził wielokrotnie w relacje finansowe z gminą. Stwierdził to wojewoda, a potwierdziły sądy administracyjne – wojewódzki i naczelny.
– Kłopoty mieli też inni radni…
– Problemy miał radny Maciej Jankowiak – lider podmiotów spod znaku Red Box, które od wielu lat korzystają z gminnego dofinansowania prowadzonej z powodzeniem działalności sportowej. Są to sumy poważne, idące w setki tysięcy złotych. Nie może być tak, że przed południem Red Box otrzymuje z gminy pieniądze, a po południu radny Jankowiak z Komisji Rewizyjnej sprawdza, w jaki sposób zostały wydane.
– Ostatnio wybuchła kolejna afera…
– Okazało się, że mienie ZGK przez 10 lat, aż do 2016 r. ubezpieczane było wyłącznie za pośrednictwem radnego klubu wójta Pawła Tyrki, który współtworzył… Kodeks Etyki Radnego. W ostatnim roku to się zmieniło, dopuszczono innych pośredników i spółka zaoszczędziła kilka tysięcy złotych. Trzeba postawić pytanie, w jaki sposób sprawowany jest nadzór właścicielski wójta nad wydatkowaniem publicznych pieniędzy. Jeśli troje na siedmioro radnych klubu wójta ma problemy z przepisami antykorupcyjnymi, to jest to chyba rekord Polski od czasu przywrócenia samorządu.
– Dobre tematy na kampanię wyborczą…
– Nie szukaliśmy tych tematów. Sprawę radnego Korytowskiego i Jankowiaka zgłosiło radzie jedno z wielkopolskich stowarzyszeń, a o sprawie radnego Tyrki poinformowała radę jedna z mieszkanek. Zgodnie z zaleceniami prawników trzeba było powołać komisję doraźną, na której czele z woli rady stanąłem. Ta sytuacja jest przykra, bo choć dotyczy radnych wójta, to rykoszetem uderza w całą radę, a nawet w całą gminę. Kadencja się skończy, a nadszarpnięty wizerunek gminy pozostanie. Z jednej strony na promocję gminy i obchody 800-lecia Suchego Lasu przeznaczane są duże sumy, z drugiej strony te gorszące zdarzenia komentowane są potem przez mieszkańców. Skoro tyle problemów wystąpiło w jednym klubie w ciągu jednej kadencji, to co działo się przez poprzednie 16 lat? Albo ktoś się decyduje na pełnienie funkcji społecznej i obywatelskiej, albo też na działalność biznesową z wykorzystaniem mienia komunalnego. Połączyć się tego nie da.
– A jeśli komuś się zdarzyło?
– Skoro zło już się zdarzyło, trzeba przeprosić, bić się w pierś i wyciągać wnioski. Tymczasem w opinii naszych politycznych konkurentów winę za utratę mandatu radnego przez Wojciecha Korytowskiego ponoszą… radni koalicji, ponieważ nie głosowali tak, jak sobie pan Korytowski życzył. Radnych uwikłanych w naruszenie przepisów antykorupcyjnych czekają procesy beatyfikacyjne, a radnych koalicji infamia. Przewodnicząca wschodniej części Suchego Lasu zapowiedziała już uroczystości dziękczynne na cześć pana Korytowskiego. Gdyby Bareja żył, miałby scenariusz na komedię.
– Często zwraca Pan uwagę na finanse gminy. Czy to ważny temat dla lokalnej społeczności?
– Na początku nie każdy rozumiał, jaki wpływ mają finanse na bieżące sprawy mieszkańców. Jednak sprawa szkoły przy ul. Konwaliowej boleśnie konsekwencję zadłużenia gminy wszystkim uświadomiła. W latach 2012 – 2013 gmina przekroczyła próg zadłużenia i nie mogła zaciągać nowych kredytów. Szkołę, która miała stanowić kluczowy element kampanii wyborczej w 2014 r., wybudował więc prywatny inwestor, któremu w ciągu 15 lat będziemy musieli za dzierżawę zapłacić mniej więcej trzykrotność wartości kosztorysowej budynku. Moim zdaniem dziś wiele osób docenia poprawę w zakresie finansów gminy, a jest ona spora. Jestem zadowolony ze znaczącego oddłużenia gminy. Po trzech latach z 62 proc. zadłużenia zeszliśmy do 39. Niższy dług to niższe koszty spłaty, więcej pieniędzy do wydania na potrzeby mieszkańców i większa elastyczność przy poszukiwaniu właściwego modelu finansowania zadań inwestycyjnych.
– Czyli pieniędzy jest więcej?
– Gdybyśmy nie oddłużyli gminy, to nie moglibyśmy np. budować dróg i kanalizacji w Golęczewie czy w Zielątkowie. Przeprowadziliśmy też remonty zaniedbanych dróg w Złotnikach i o dwa lata przyspieszyliśmy budowę dróg w Złotkowie. Nie zabrakło inwestycji drogowo-kanalizacyjnych we wschodniej części Suchego Lasu. Dużo środków przeznaczyliśmy też na zadania w Chludowie czy Biedrusku. Staramy się, aby żadna z miejscowości nie była pominięta.
– Nie było pokus, żeby odpuścić tereny, gdzie wygrali przeciwnicy?
– Polityczna zemsta jest nam obca. Wielokrotnie na ten temat rozmawiałem z przewodniczącymi Grzegorzem Słowińskim i Michałem Dziedzicem jeszcze w czasie tworzenia naszej grupy. Uważamy, że zdrowy rozsądek musi być ważniejszy niż polityka. Owszem, w niektórych miejscowościach przegraliśmy wybory, jednak przegraliśmy nieznacznie. Jesteśmy radnymi całej gminy, nie poszczególnych okręgów. Największe inwestycje miały miejsce akurat tam, gdzie przegraliśmy. Nazwa naszego stowarzyszenia zobowiązuje.
– Załóżmy, że wygra Pan wybory. Jakie będą Pańskie pierwsze decyzje?
– Na pewno nie personalne. Nie zakładam złej woli pracowników urzędu. To w większości świetni specjaliści i przyzwoici ludzie. Pewne zmiany w urzędzie wprowadzę po konsultacjach z nimi, ponieważ cenię doświadczenie i wiedzę. Nie udaję, że na miejscowych planach znam się lepiej niż Małgorzata Ratajczak, a na wykupie gruntów lepiej niż Agnieszka Serafin. Zmienię jednak styl sprawowania urzędu. Urzędnicy staną się partnerami i doradcami, a nie wykonawcami jedynie słusznych decyzji.
– A współpraca z mieszkańcami?
– Chcę doprowadzić do upodmiotowienia obywateli przez współpracę z jednostkami pomocniczymi. Naturalnymi partnerami będą dla mnie sołtysi i przewodniczący osiedli. Konsultacje społeczne nie będą czymś incydentalnym. Chludowianie czy mieszkańcy Biedruska wiedzą lepiej niż wójt, co należy zrobić w ich miejscowościach. Nie powinno być tak, że o kształcie miejscowych planów decydują wszyscy z wyjątkiem zainteresowanych. Tak próbowano wybudować ostatnio kolejną stację paliw przy ul. Obornickiej i market przy Leśnej, choć naruszałoby to ład przestrzenny. Nie ma zgody na sytuację, w której mieszkańcy proszą wójta o pomoc w przesunięciu północno-wschodniej obwodnicy aglomeracji, a wójt to bagatelizuje i sprawą zajmują się przewodniczący osiedla i radny, bez wsparcia. Cóż, jeśli wójt i zastępca nie mieszkają w gminie, to mamy problem ze zrozumieniem codziennych problemów mieszkańców.
– Jak Pan zadba o relacje z Poznaniem i powiatem?
– Trzeba je naprawić, bo zostały nadszarpnięte przez niepotrzebne inicjatywy polityczne wójta. Nie bez przyczyny nie udało się jeszcze zorganizować filii wydziału komunikacji w naszej gminie. Bez współpracy nie rozwiążemy poważnych problemów komunikacyjnych, ekologicznych i problemu zagospodarowania odpadów. Powinniśmy utrzymywać poprawne stosunki ze wszystkimi siłami politycznymi, inaczej trudno zakładać, że kiedykolwiek powstanie wiadukt na Sucholeskiej, czy obwodnica Suchego Lasu.
– A co z gminnymi spółkami? Dużo się o nich słyszy.
To pięta achillesowa. Radni nie mają prawa kontrolować funkcjonowania spółek. Efekty są bolesne. Moim zdaniem spółki wymagają restrukturyzacji. Przykładem jest firma LARG, która składa się z prezesa i jednego pracownika. LARG nie potrafi udowodnić swojej przydatności, wykazać korelacji pomiędzy poniesionymi kosztami a efektywnością swojej działalności.
– A inne spółki?
– Nie lepiej jest z ZKP. Symbolicznym zdarzeniem było spalenie się autobusu we wrześniu ubiegłego roku, co mogło zakończyć się tragedią. Sprzeczny z logiką jest też sposób, w jaki spółka ZGK weszła w posiadanie nowej siedziby. Sprawa jest bulwersująca i dlatego koalicja przegłosowała, pomimo próby zablokowania przez niektórych radnych klubu wójta, wniosek o kontrolę NIK-u. Pisze o tym radny Włodzimierz Majewski w tekście „Szklany dom ZGK”. Warto przeczytać.
– Pozostała jeszcze jedna spółka.
– GCI jedni chwalą, inni ganią. Trzeba się tej firmie przyjrzeć. Gmina nie musi dostarczać internetu, skoro taniej może to robić prywatny przedsiębiorca. Z drugiej strony kompleksowa obsługa informatyczna gminy może okazać się rozwiązaniem tańszym. Konieczna jest przecież cyfryzacja gminy.
– A zarobki zwykłych pracowników spółek?
– Sama restrukturyzacja, w tym zmniejszenie liczby prezesów i rad nadzorczych, przyniesie oszczędności, które można będzie przeznaczyć na wzrost niewysokich wynagrodzeń pracowników niższego szczebla.
– Gdzie jeszcze szukać oszczędności?
– Kluczowe znaczenie mają nadzór i mądre decyzje. W poprzedniej kadencji wójt i jego radni zdecydowali o skandalicznej formie finansowania szkoły przy Konwaliowej w Suchym Lesie. Niedawno okazało się, że spółka ZGK w podobnej formie dzierżawi siedzibę. Te dwie złe decyzje zmniejszyły nasze możliwości finansowe o ok. 20 mln zł. To równowartość kilku lat działalności Centrum Kultury i Biblioteki Publicznej albo kilka lat nieodpłatnego lub dużo tańszego przejazdu autobusami. Za takie środki moglibyśmy też pomóc młodym mamom w szybszym powrocie na rynek pracy. Kwota 20 mln zł wystarczyłoby, aby istniejące dziś miejsca w żłobkach były nieodpłatne przez co najmniej 10 lat. Taka kwota to równowartość budowy dwóch przedszkoli albo dużej szkoły np. w Golęczewie.
– Jaki jest Michał Przybylski prywatnie?
– Jestem zwyczajnym facetem mieszkającym wśród sympatycznych sąsiadów. Lubię podróżować, jeździć na nartach, grać w brydża. Amatorsko zajmuję się dziennikarstwem. Z żoną Alicją mamy dwoje dorosłych dzieci. Jakub jest prawnikiem i mieszka w Poznaniu, a Jagna studiuje architekturę. Alicja jest nauczycielką angielskiego. Kochamy zwierzęta, członkiem naszej rodziny jest suczka Luna. Przez dziewięć lat mieliśmy labradorkę Toffi, po której pozostały nam tylko fotografie i wspomnienia.
– Pański polityczny przeciwnik nie jest zwykłym facetem?
– Nie jesteśmy z wójtem wrogami, lecz konkurentami, którzy mają inne oferty dla mieszkańców. Nie jestem typem politycznego hejtera, lecz człowiekiem kompromisu. Nie mam zamiaru robić z Grzegorza Wojtery politycznego wampira i liczę na merytoryczną kampanię. Doceniam jego doświadczenie i wiedzę. Obecny wójt skupia się jednak na inwestycjach ważnych dla inwestorów. Przedkłada nierzadko partykularne interesy ponad dobro mieszkańców. Trudno nie odnieść wrażenia, że dzieli mieszkańców na wpływowych przedsiębiorców i innych. Nie jest tajemnicą, że w ciągu 20 lat znalazł się w gąszczu zależności, nad którymi już nie potrafi zapanować.
– Pan się przed tym obroni?
– Tak, bo mam inną wizję sprawowania urzędu. Dla mnie i dla wspierających mnie osób najważniejszy jest interes ogółu. Jako radni i przewodniczący osiedli nieraz dowiedliśmy, że stoimy po stronie mieszkańców. Wiemy, że to właśnie z nimi w pierwszej kolejności powinniśmy rozmawiać o  ich sprawach. Tego się trzymaliśmy w mijającej kadencji i to chcemy zaproponować w kadencji następnej.
– Co Pan zrobi w przypadku przegranej?
– Jeśli wyborcy poprą program mojego rywala, to złożę mu gratulacje wyboru na kolejną, szóstą już kadencję. Mam jednak nadzieję na to, że razem z mieszkańcami gminy dokonamy nowego otwarcia. Wkrótce przedstawię mój szczegółowy program na najbliższe pięć lat.

Rozmawiał Krzysztof Ulanowski