Z radcą prawnym Maciejem Sójką rozmawiamy o prawie na co dzień, życiowych priorytetach, zainteresowaniach i pasjach, etyce łowieckiej, o teorii złotego środka i sposobie na racjonalne gospodarowanie czasem.
Jak w kilku zdaniach opisałby Pan siebie i to, czym się Pan zajmuje?
Skończyłem studia na Wydziale Prawa oraz aplikację radcowską, a w 2010 r. założyłem swoją kancelarię, która od początku nastawiona była głównie na klientów biznesowych. Początkowo były to firmy prowadzące drobną działalność gospodarczą, jednak z biegiem czasu zaczęliśmy obsługiwać coraz większe podmioty, zatrudniające po 100-200 osób, oczywiście zmierzając ku coraz większym firmom.
Obecnie – po sześciu latach, w kancelarii oprócz mnie pracuje 6 osób i zdecydowana większość naszej pracy to jest właśnie obsługa biznesu. Począwszy od spraw windykacyjnych w pełnym zakresie, a więc od wezwania do zapłaty, przez postępowanie sądowe, aż po windykację komorniczą. Prawo zobowiązań, czyli głównie negocjowanie, przygotowanie i opiniowanie umów – także ich ewentualne aneksowanie. Ale też i opiniowanie różnego rodzaju zagadnień, o które prosi nas klient, oraz oczywiście prawo pracy. Spory pracownicze od czasu do czasu się pojawiają, no bo jeśli firma zatrudnia kilkuset pracowników – czasem nawet 1000 i więcej – to nie sposób tego uniknąć. Mówiąc krótko – zajmujemy się kompleksową obsługą prawną podmiotów gospodarczych. Oczywiście obsługujemy również klientów indywidualnych, np. w sprawach spadkowych, czy rodzinnych. Tak więc na przestrzeni tych sześciu lat kancelaria stopniowo się rozwija i poszerza swoją działalność, a to, co oprócz kompleksowości i wysokiej jakości usług nas wyróżnia, to nasze rzetelne podejście do tego, aby wesprzeć i odciążyć maksymalnie naszego klienta oraz zabezpieczyć go od strony prawnej.
Jeśli już o tym mówimy, to od 1. lipca radca prawny w toku postępowania karnego ma takie same uprawnienia co adwokat, o czym pisze Pan notabene w marcowym numerze sucholeskiego magazynu. Czy zmieniło to coś w obszarze działania Pana kancelarii?
O ile jeszcze kilkanaście lat temu zawód adwokata i radcy prawnego różnił się zakresem możliwości działania, o tyle przez ostatnie lata uprawnienia w obu tych zawodach zostały wyrównane. Najpierw otrzymaliśmy (my, radcowie prawni) – ponad 10 lat temu, uprawnienia do prowadzenia spraw rodzinnych w zakresie chociażby rozwodów, następnie dostaliśmy uprawnienia w zakresie wykroczeń, które były coraz bardziej rozszerzane, a konsekwentnie w lipcu ubiegłego roku rzeczywiście dostaliśmy uprawnienia takie, jak adwokaci, pozwalające nam reprezentować klientów w sprawach karnych. Obecnie różnica między adwokatem a radcą prawnym sprowadza się tak naprawdę do tego, że adwokat nie może być zatrudniony na etacie, a radca prawny może. Można więc powiedzieć, że obecnie sytuacja radców prawnych jest nieco korzystniejsza, gdyż szereg mecenasów zatrudnia się na etacie w firmach. Ale odpowiadając na pytanie, nasza kancelaria nie zajmuje się w ogóle sprawami karnymi. Wcześniej dlatego, że nie mieliśmy uprawnień, a teraz dlatego, że się nie specjalizujemy w sprawach karnych. Jeśli z jakichś względów zachodzi potrzeba skontaktowania się w sprawach karnych lub ich poprowadzenia, to współpracujemy z adwokatem specjalizującym się w prawie karnym. Działamy w taki sposób, ponieważ uważam, że są to sprawy tak ważne dla ludzi, których dotyczą, że my nie powinniśmy robić dla nich tego, co nie jest naszą specjalnością i na czym się nie znamy w 100 procentach. Natomiast jest coraz więcej radców prawnych, którzy zajmują się sprawami karnymi z powodzeniem. Wynika to między innymi z faktu, że Okręgowa Izba Radców Prawnych w Poznaniu organizuje różnego rodzaju szkolenia i wykłady związane z tą tematyką.
Czyli rozumiem, że gdyby ktoś zwrócił się do Pana kancelarii z problemem stricte karnym, to wtedy też podjąłby się Pan tego działania, ale przy współpracy z kimś, kto się w tym specjalizuje?
Jeżeli dotyczyłoby to sprawy karnej w jakimś kontekście gospodarczym, to podejmiemy się tego my, we współpracy z adwokatem, jeśli natomiast jakichś innych spraw karnych, to polecimy adwokata, który się tego podejmie, już bez udziału naszej kancelarii.
Na marginesie tej rozmowy; zawsze intrygowało mnie pytanie, co czuje adwokat broniący np. mordercy, wiedząc, że jest winny…
No cóż… myślę, że z tą kwestią musi sobie poradzić adwokat – a teraz też radca prawny, który taką sprawę prowadzi. My takich nie prowadzimy, więc nie muszę rozważać takich dylematów, natomiast proszę pamiętać, że każdy ma prawo do obrony i tak podchodzą do tego mecenasi, którzy zajmują się takimi sprawami karnymi.
Jakie są Pana związki z gminą Suchy Las?
Jestem rodowitym poznaniakiem i w Suchym Lesie siłą rzeczy byłem mnóstwo razy, czy to w sprawach służbowych, czy prywatnych. W Suchym Lesie mieszka np. wielu moich klientów, ale też mamy tu wraz z żoną znajomych i od czasu do czasu bywamy u nich na imieninach, urodzinach, grillach i przy temu podobnych okazjach. Na marginesie chciałbym dodać, że generalnie to miejsce do życia bardzo mi się podoba i rozważałem nawet przez długi czas zamieszkanie w Suchym Lesie. Jest to miejscowość zadbana, w której jest wiele pięknych domów i ciekawych obiektów.
Widać też, że to zamożna gmina i myślę – przynajmniej z mojej perspektywy – że pieniądze są tu dobrze wydawane.
No, ale także pisuje Pan do Sucholeskiego Magazynu Mieszkańców Gminy, dzieląc się z jego Czytelnikami swoją wiedzą prawną.
Owszem. Kiedy poznałem redaktor naczelną, panią Agnieszkę Łęcką, dosyć szybko przeszliśmy na stopę koleżeńską, a wkrótce potem pani Agnieszka zaproponowała mi współpracę w tym właśnie zakresie, którą z przyjemnością podjąłem.
To raczej naturalne, bo oboje Państwo jesteście ludźmi czynu.
Dziękuję. Rzeczywiście, od początku dobrze się rozumieliśmy. Ustaliliśmy, że będą to tematy życiowe, pisane językiem prostym i przystępnym, a interesujące szeroko pojętego Czytelnika. Mam nadzieję, że to się udaje.
Zdecydowanie tak. Przygotowując się do tego wywiadu przejrzałem kilka numerów sucholeskiego magazynu zapoznając się z Pańskimi felietonami. W doborze tematów widać przede wszystkim wielki pragmatyzm.
Bo jest to jedno z głównych słów, których używam w moim życiu. Tak, pragmatyzm. Jestem pragmatykiem z przekonania oraz w tym, co robię. W biznesie jestem totalnie pragmatyczny, ale praktycznie wszystkie podejmowane w życiu decyzje przepuszczam zawsze przez filtr pragmatyzmu.
No właśnie. Fenomen tego pragmatyzmu w tym przypadku polega na tym, że z jednej strony Czytelnicy mają dostęp do bezpłatnej porady prawnej w istotnych sprawach życiowych. Z drugiej strony, zjednuje to Pana kancelarii klientów. Chyba, że się mylę?
Czy to aż fenomen – trudno powiedzieć, ale rzeczywiście działa w dwie strony. Właśnie w zeszłym tygodniu dzwonił klient, który przeczytał artykuł, no i właśnie pomagamy mu w pewnej sprawie. To prawda, że każdy może w tych artykułach znaleźć coś pożytecznego dla siebie i nawet jeśli w tym momencie problem go nie dotyczy, to jeśli odkłada to czasopismo, a dany problem się pojawi, zawsze może po tę poradę sięgnąć. Nie ukrywam, że sprawia mi to przyjemność, bo przekonuje mnie o sensie tworzenia tych publikacji.
Robi Pan to już od pewnego czasu…
Od blisko dwóch lat.
No właśnie, a zatem czyni to Pana osobą rozpoznawalną, a przy tym – z racji tego, co Pan robi – pozytywnie kojarzoną przez Czytelników. Powoduje to chęć poznania Pana nie tylko od strony zawodowej. Proszę powiedzieć, jakie są Pana zainteresowania, hobby, pasje?
Moje zainteresowania przez lata się zmieniały, bo uważam, że w życiu trzeba wszystkiego spróbować (lub prawie wszystkiego, bo np. narkotyków na pewno nie), więc wielu rzeczy próbowałem. Na przykład jeździectwa, przez długi czas uczyłem się gry w tenisa, uprawiałem boks, sztuki walki, rower, siłownia, biegam… Lubię czuć się silnym i sprawnym. Przez jakiś czas uczyłem się języka chińskiego. Gdy nie było pieniędzy na podróże, to jechałem po prostu do pracy, a przy okazji zwiedzałem Włochy, Wielką Brytanię, czy Niemcy…
Jechał Pan do pracy?
Tak. W wieku 18 lat jechałem np. do Anglii prawie bez pieniędzy, tam pracowałem przez dwa, trzy tygodnie, a potem, mając kilka funtów w kieszeni, chodziłem z mapą po Londynie, bo nie starczało na metro i zwiedzałem. A w ogóle to uważam, że jeżeli ktoś nie ma pieniędzy i jest zdrowy, to powinien je po prostu zarobić. Ale wracając do zainteresowań, to nie wyobrażam sobie, aby pracując w zawodzie mecenasa, który jednak jest zawodem stresogennym i wyczerpującym emocjonalnie, skupiać się wyłącznie na pracy. Praca tak, ale odskocznia musi być. Dla mnie od trzech lat taką odskocznią i pasją jest łowiectwo i jedyne, czego w tym aspekcie żałuję, to tego, że zacząłem tak późno. Co spotykam się z kolegami „po strzelbie”, to żałuję, że tak późno wszedłem w to środowisko, które jest tak koleżeńskie i które jest tak blisko przyrody.
To są spotkania, które odbywają się przy drewnianych ławach, grochówce, to są wspólne polowania, sygnały myśliwskie, to jest tradycja, a przede wszystkim obcowanie z przyrodą.
Pewne zasady, jak się domyślam…
To są konkretne, bardzo wymierne zasady i klarowne zasady, wynikające przede wszystkim, ale nie tylko, z przepisów prawa. Na polowaniu zbiorowym, w którym uczestniczy np. 50-ciu myśliwych, musi być żelazna dyscyplina. Przecież każdy z nich ma broń. Jest więc osoba „dowodząca” polowaniem, której uczestnicy muszą być bezwzględnie podporządkowani. To, co mnie urzeka w łowiectwie, to nie tylko obcowanie z naturą, ale przede wszystkim wiążąca się z nim tradycja. Przecież już człowiek jaskiniowy polował zdobywając pożywienie!
Wielu ludzi odległych od tego tematu postrzega myślistwo tylko jako strzelanie do zwierzyny i ma to aspekt pejoratywny. A przecież myśliwi nie tylko polują. Zimą dokarmiają zwierzynę, a polując dokonują niezbędnej dla równowagi w faunie selekcji, przestrzegając przy tym określonych zasad. Może kilka słów o tej etyce myśliwskiej.
Użył pan określenia „strzelanie do zwierzyny”. Ja myślę, że w łowiectwie strzał jest ostatnią czynnością. Na ten strzał składa się cały szereg działań, czynności i zadań myśliwych po to, by na końcu strzelić. Ale tak naprawdę myśliwy, to jest ta osoba, która rzeczywiście dba o zwierzynę i nie tylko dlatego, że taka jest etyka myśliwska. Na samym początku rolą myśliwego jest stworzyć i utrzymać w odpowiedniej kondycji łowisko. To on zimą, kiedy jest -10 stopni, idzie do lasu, buduje paśniki i zanosi tam pożywienie dla tej zwierzyny. Tam nikogo innego nie ma. Nikogo poza myśliwymi, kto dokarmiałby zwierzynę w środku zimy, choć w tym samym czasie na forach internetowych wypisywanych jest mnóstwo komentarzy, co powinno się robić, a czego nie. Ale w środku lasu, gdzie trzeba przejechać, a potem przejść ileś kilometrów, a przedtem wyłożyć jakieś pieniążki, ażeby zakupić tę paszę – tam podkreślam nie ma nikogo, oprócz myśliwych. Pożywienie dla zwierzyny kupowane jest z ich środków. Dyskusje o tym, że nie powinno się polować, są totalnie oderwane nie tylko od historii człowieka na Ziemi, ale też od rzeczywistości. Dziś, gdy brakuje drapieżników, które dokonywałyby naturalnej selekcji w przyrodzie, robić musi to człowiek i to w głównej mierze jest rola myśliwych.
Ma Pan rodzinę, dużo pracy i wiele zainteresowań! Jaka jest zatem Pana recepta na gospodarowanie, czy może raczej zarządzanie czasem?
Podoba mi się to pytanie, bo mam taką receptę. Na studiach prawniczych mieliśmy filozofię. Zapamiętałem z niej szczególnie (i prawie wyłącznie…) teorię złotego środka Arystotelesa. Mówi ona, że należy w życiu wiele rzeczy wypośrodkować. Nie można poświęcić się wyłącznie pracy, bo już na nic innego nie znajdziemy czasu, ani zdrowia. Z drugiej strony nie można nie pracować, przeznaczając czas jedynie na wypoczynek i dbałość o zdrowie. Uważam, że można robić wiele rzeczy, ale właśnie w sposób wypośrodkowany. Kiedy kupiłem sobie niedawno motor, kolega powiedział: – Ale wiesz, że będziesz na nim jeździł raz na tydzień, a może na dwa tygodnie i tylko w sezonie?
– Wiem – odpowiedziałem – ale tak kocham jeździć na motorze, że lepiej, iż raz na tydzień pojeżdżę nim 2 godziny, niż w ogóle. Teoria złotego środka. Uważam, że nie można iść w życiu tylko w jedną stronę, bo idąc w obojętnie jakie – ale skrajności, moim zdaniem człowiek w życiu szczęścia nie osiągnie. Oczywiście, muszą być też pewne priorytety. Takim Priorytetem jest dla mnie rodzina. I nie jest to slogan. Jeśli dostałbym propozycję zarobienia naprawdę dużych pieniędzy, ale rodzinę mógłbym widywać jedynie raz w tygodniu, to jej nie podejmę.
Dziękuję za rozmowę.
Również bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Ryszard Bączkowski