Połowa maratonu, 100 procent satysfakcji

O tegorocznym półmaratonie poznańskim można pisać długo. O rekordowej liczbie uczestników, o deszczu, który jednym przeszkadzał, a innym pomagał, a także o pięknym wyniku naszego sucholeskiego VIP-a, czyli rapera Jacka „Mezo” Mejera.

Zwycięzcą biegu był czarnoskóry Daniel Muteti z Nairobi, który trasę 21,0975 km pokonał w godzinę trzy minuty i 43 sekundy. Najszybszą kobietą okazała się Teresa Flavious Kwamboka, także Afrykanka (1:14:31). Najszybszy Polak to Paweł Ochal (1:06:41), a Polka to Marta Krawczyńska (1:14:46). Jeśli chodzi o poznaniaków, to na metę najszybciej wpadli Paweł Tarasiuk (1:08:12) i Aleksandra Peisert (1:21:50). Najszybszym mieszkańcem Suchego Lasu okazał się Witold Nowacki (1:17:27), a drugim w kolejności wspomniany już wyżej Jacek „Mezo” Mejer (1:21:07), który biegł w barwach Drużyny Szpiku.

Nie zawsze jest życiówka
Nieco gorzej poszło innym VIP-om z aglomeracji poznańskiej. Zastępca prezesa WFOŚiGW w Poznaniu Marek Baumgart dotarł na metę w czasie dwóch godzin 19 minut i 53 sekund.
– Nie każdy start to życiówka – Marek Baumgart podchodzi do sprawy z dystansem. – Dla mnie bieganie to po prostu przyjemność, czas jest tylko czymś dodatkowym – tłumaczy z uśmiechem. – Największym zwycięstwem dla każdego zawodnika jest ukończenie biegu, a ja tegoroczny półmaraton potraktowałem trochę jak piłkarze mecz towarzyski – podsumowuje.
Radość z ukończenia zawodów tym większa, że – jak podkreśla pan prezes – był to jeden z lepiej zorganizowanych biegów. Biegaczom sprzyjało nawet płaczące niebo.
– Nie hamował nas wiatr, ani nie przeszkadzał upał, a powietrze było rześkie – uśmiecha się M. Baumgart. – Deszcz był utrapieniem, ale dla kibiców, którym należą się wyrazy największego uznania za wytrwałość i wspaniały doping – podkreśla.
Nieco innego zdania jest aktorka Katarzyna Bujakiewicz (2:17:56), która podobnie jak Mezo biegła w barwach Drużyny Szpiku, i której deszcz jednak przeszkadzał.
– Masakra, najpierw pobiegłam za szybko, potem za wolno, a w efekcie zmarzłam, miałam sztywne mięśnie – wzdryga się. – Celowałam w dwie godziny, jednak pacemakerzy wyprzedzili mnie na szesnastym kilometrze i zaraz potem ktoś mi odłączył prąd – macha ręką. – Grunwaldzka to niby była już końcówka, ale ja cały czas miałam wrażenie, że biegnę pod górkę. Do tego te kałuże na nierównym asfalcie. Biegłam w największym tłumie, więc co jakiś czas ktoś mnie ochlapał, bywało nawet, że dostawałam brudną wodą w twarz…
Ekstremalne przeżycia nie oznaczały jednak braku satysfakcji na mecie, bo radości z ukończenia trudnego biegu Kasia absolutnie się nie wypiera.

Grunt to pozytywne nastawienie
Deszcz nie przeszkadzał natomiast mieszkance Suchego Lasu Magdalenie Mroczkowskiej (2:04:16), którą przed chłodem chroniły dwie koszulki: jedna z Maniackiej Dziesiątki, a druga z pakietu startowego, który otrzymali wszyscy uczestnicy tegorocznego półmaratonu.
– Do tego opaska na głowę i słuchawki na uszy – mówi Magdalena. – W biegu pomagali mi różni artyści, zarówno Shakin’ Stevens, jak i Mesajah. Poza tym kocham życie, jestem generalnie pozytywnie nastawiona, a to dużo daje. Naprawdę dużo, bo kryzysu po drodze jakoś nie miałam – zaznacza. – No, może przez moment, kiedy był ten stromy podbieg, ale i tak byłam zaskoczona, że to już meta – śmieje się.
Co dalej, skoro tak dobrze poszło?
– W tym roku na pewno pobiegnę kolejne półmaratony, a może, kto wie, odważę się jesienią wystartować w maratonie poznańskim – zastanawia się głośno.
Podobne jak Magdalena podejście do kapryśnej pogody ma Ewa Korek (2:17:44), sołtys wsi Złotniki Wieś.
– Pogoda lubi płatać figle, ale koncepcja deszczu zależna jest od człowieka: pesymistów olewa, a na optymistów leci – żartuje pani sołtys. – Nie ukrywam, że w przypadku półmaratonu deszcz był dla mnie zbawienny – podkreśla. – Po prostu wymarzona pogoda z chłodzeniem w gratisie – śmieje się. – Na pewno tegoroczny półmaraton długo pozostanie w mej pamięci – poważnieje. – Ogromna liczba biegaczy, nowa, szybka trasa, znajome ulice, wspaniały doping kibiców z mojego fyrtla. No i na pewno na długo zapamiętam ten ostry podbieg na ulicy Hetmańskiej – dodaje po chwili namysłu.
Ostry podbieg nie przeszkodził pani sołtys w zrobieniu życiówki i zdobyciu medalu – kolejnego już do kolekcji pięciu medali, oznaczających koronę półmaratonów polskich.
– O następny medal zawalczę już w czerwcu – wyjawia biegaczka.
Życiówkę udało się także zrobić autorowi niniejszego tekstu (1:33:40). Deszcz zmotywował mnie do szybszego biegu, a woda która wlewała się do butów, kiedy przypadkiem wdepnęło się w kałużę, jakoś szybko przestawała przeszkadzać. Poza tym skoro był to pod wieloma względami rekordowy półmaraton, to chyba nic w tym złego, że był i najszybszy i najbardziej mokry, prawda?

Krzysztof Ulanowski