Pęknięcie tętniaka mózgu – to brzmi bardzo poważnie. Na szczęście medycyna wciąż się rozwija, a doskonale wykształceni lekarze potrafią dziś dokonywać niemalże cudów. Poza specjalistyczną opieką liczy się też jednak ogromna życzliwość osób bliskich. Przy zdrowym duchu łatwiej o zdrowe ciało!
Jak możecie przeczytać w artykule obok, Ewa Korek i jej drużyna dokonali rowerowego wyczynu w intencji zdrowia trzech osób, w tym naszej redaktor naczelnej Agnieszki Łęckiej.

Fot. 1. Od lewej: technik RTG Klaudia Kotkowiak, pielęgniarka Hanna Mroczkowska, prof. dr hab. n. med. Robert Juszkat, dr n. med. Katarzyna Stanisławska, pielęgniarka Magdalena Cyprysiak – Szpital Kliniczny przy ulicy Przybyszewskiego
Ważny był czas
W przypadku pani redaktor wszelakie wsparcie duchowe z pewnością się przydało, bo jej stan zdrowia był naprawdę poważny. Oczywiście jeszcze ważniejsza była szybka i fachowa pomoc lekarska.
– Zdiagnozowano u mnie pęknięcie tętniaka mózgu i krwawienie podpajęczynówkowe, liczyła się każda chwila – mówi red. Agnieszka Łęcka. – W nocy poczułam silny ból głowy. Przez moment zastanawiałam się, czy wzywać pogotowie, a może taksówkę. Ale pogotowie mogłoby nie zechcieć przyjeżdżać do „zwykłego” bólu głowy, a taksówka mogłaby z Poznania do Złotnik przyjechać za późno. Nie chciałam ryzykować. Zdecydowałam się na własny samochód, bo czułam, że ważny jest czas.
– Jednak prowadzić auto w takiej sytuacji nie jest bezpiecznie – przestrzega dr n. med. Jakub Moskal, kierownik Oddziału Neurochirurgicznego w Szpitalu Klinicznym przy ulicy Przybyszewskiego w Poznaniu. – Lepiej wezwać pogotowie. Każdy wysiłek zwiększa ciśnienie wewnątrzczaszkowe, co może doprowadzić do drugiego krwawienia. Oczywiście rozumiem, że chora nie miała wtedy pełnej wiedzy o swoim stanie…
– Tym niemniej taki samodzielny transport do szpitala rzadko się zdarza, bo chory zazwyczaj cierpi na zbyt silny ból głowy, prowadzący nawet do utraty przytomności – dodaje dr n. med. Katarzyna Stanisławska, specjalistka w dziedzinie radiologii zabiegowej ze szczególnym uwzględnieniem leczenia wewnątrznaczyniowego chorób naczyń mózgowych, również ze szpitala przy ulicy Przybyszewskiego. – Pacjentów najczęściej przywozi pogotowie. Tak czy inaczej odradzam prowadzenie pojazdu w tym stanie, bo w każdej chwili może dojść do utraty przytomności, zatrzymania pojazdu, mogą też zostać poszkodowane osoby trzecie – zwraca uwagę.
W tym miejscu warto nadmienić, że pani doktor jest również współzałożycielką fundacji dla pacjentów z tętniakami mózgu. Fundacja nosi nazwę Nie pękaj – Be Strong. Chcesz wiedzieć więcej? Zajrzyj na stronę niepekaj.com.
Ale wróćmy do niebezpiecznej przygody red. Agnieszki Łęckiej. Na szczęście pomimo złego samopoczucia naszej szefowej prowadziło się auto dobrze, bezpiecznie i do szpitala przy ulicy Lutyckiej dojechała bez najmniejszych problemów.
– Ktoś nade mną czuwał – wzdycha dziś Agnieszka.
Na Lutyckiej natychmiast się pacjentką zajęto, dokonano diagnozy.
– Agnieszka była u nas na tomografii – mówi Anna Korek, pielęgniarka w Zakładzie Diagnostyki Obrazowej w szpitalu przy ulicy Lutyckiej, a prywatnie szwagierka wspomnianej na wstępie Ewy Korek. – Agę znam od dawna, bywała jako dziennikarka na naszych wycieczkach sołeckich, była też obecna, kiedy Ewę wybierano na sołtysa. Krótko mówiąc, Agnieszka nie jest dla mnie osobą obcą, więc odwiedzałam ją też prywatnie, kiedy u nas leżała, podtrzymywałam na duchu, życzyłam powrotu do zdrowia – opowiada.
– A takie wsparcie psychiczne bardzo jest potrzebne osobie, która cierpi i nie jest pewna najbliższej przyszłości – nie kryje dziś wdzięczności pani redaktor.
Fot. 2. Dr n. med. Jacek Dzieciuch, kierownik Oddziału Neurorologicznego z Pododdziałem Udarowym Szpitala Wojewódzkiego – wraz z zespołem
Do głowy przez udo
Tymczasem po dokonaniu diagnozy już karetką przewieziono Agnieszkę do szpitala przy ulicy Przybyszewskiego. I to w tym drugim szpitalu odbył się skomplikowany zabieg, związany z użyciem nowoczesnej techniki medycznej.
Operację przeprowadzili wspólnie prof. dr hab. n. med. Robert Juszkat (kierownik Pracowni Radiologii Zabiegowej w Szpitalu Klinicznym) oraz wspomniana już dr n. med. Katarzyna Stanisławska. Do tętniaka w głowie lekarze dostali się przez… tętnicę udową. Operacja się udała i pacjentka przeżyła. A wcale nie było to takie oczywiste, bo stan chorej był bardzo poważny. Nie każdego kładą w szpitalu na OIOM.
– Pęknięty tętniak zawsze jest zagrożeniem – nie ma wątpliwości prof. dr hab. n. med Robert Juszkat. – Generalnie ok. 50 proc. chorych umiera. Szansa na przeżycie zależy od różnych czynników, jak chociażby wielkość tętniaka czy rozległość krwawienia. Nawet w przypadku przeżycia pacjenci często mają duży stopień niepełnosprawności. Natomiast pani redaktor opuściła szpital w stanie dobrym.
Co zadecydowało o powodzeniu leczenia?
– Szybko to leczenie wdrożyliśmy, szybko tętniak został zamknięty i sytuacja opanowana – podkreśla pan profesor. – Już od 21 lat leczymy tętniaki drogą wewnątrznaczyniową. To nowoczesna metoda, dzięki której nie trzeba otwierać czaszki. Tętnica udowa to wprawdzie naczynie od mózgu odległe, ale szerokie i łatwo dostępne – podaje zalety.
– Przez ostatnie 15 lat brałam udział w tysiącach tego typu operacji, 2-3 dziennie – dodaje dr n. med. Katarzyna Stanisławska. – Innymi słowy, są to już operacje rutynowe, choć ratujące życie. A co do ryzyka, dużo też zależy od tego, czy są to operacje planowe, wykonywane profilaktycznie czy też już po pęknięciu tętniaka. Jeśli planowe, to ryzyko powikłań nie przekracza 1,5-2 proc., a śmiertelność jest poniżej 1 proc. Po pęknięciu na przeżywalność wpływa wiele czynników. Poza wymienionymi przez pana profesora, także wiek pacjenta czy choroby towarzyszące. Jeśli do pęknięcia dojdzie w domu czy na ulicy, śmiertelność sięga nawet 30-50 proc.
– Jestem ogromnie wdzięczna lekarzom i całemu zespołowi medycznemu z obu szpitali: przy ulicach Lutyckiej i Przybyszewskiego – podkreśla Agnieszka Łęcka. – To dzięki nim żyję – dodaje z lekkim drżeniem w głosie.

Fot. 3. Dr n. med. Jakub Moskal, kierownik Oddziału Neurochirurgicznego w Szpitalu Klinicznym przy ulicy Przybyszewskiego w Poznaniu w trakcie operacji.
Walka o życie
Bez wątpienia to dzięki wiedzy lekarzy, dzięki ich szybkim decyzjom, profesjonalizmowi i trosce – udało się uratować kolejne ludzkie życie.
– Ok. 50 proc. osób z tętniakiem umiera – potwierdza wcześniejsze słowa swojego kolegi po fachu cytowany już przez nas na początku artykułu dr n. med. Jakub Moskal. – Natomiast przebieg całej sytuacji bywa bardzo różny. Może być tak, że tętniak pęknie, trochę krwi wycieknie, ale potem krew skrzepnie i wyciek się zatrzyma. Wtedy mamy czas na działanie, a pacjent szansę na przeżycie. Może być jednak i tak, że krew leci dalej i w ciągu kilku minut człowiek umiera – nie ukrywa istniejących zagrożeń.
– Według AI ogólna śmiertelność waha się od 32 do 67 proc. – patrzy w ekran komputera dr n. med. Jacek Dzieciuch, kierownik Oddziału Neurorologicznego z Pododdziałem Udarowym Szpitala Wojewódzkiego. – My natomiast współpracujemy z Kliniką Neurochirurgii przy ulicy Przybyszewskiego. U nas 90 proc. pacjentów przeżywa – podaje o wiele bardziej optymistyczne dane.
– Jestem świadoma, że to co dla personelu medycznego jest codziennością, dla mnie było właśnie walką o życie – kontynuuje tymczasem pani redaktor. – I to lekarze i pielęgniarki z obu szpitali wygrali tę walkę razem ze mną – zaznacza z wdzięcznością. – Chciałabym więc na łamach naszego miesięcznika podziękować im za opiekę, życzliwość, cierpliwość, za każde dobre słowo w trudnych momentach. Tego się nie zapomina, wręcz nie da się wyrazić słowami – jak bardzo jestem wdzięczna. Dziękuję z całego serca! – nie kryje wzruszenia.
Fot. 4. Dr n. med. Jakub Moskal, kierownik Oddziału Neurochirurgicznego w Szpitalu Klinicznym przy ulicy Przybyszewskiego w Poznaniu w trakcie operacji.
Wdzięczność pacjentów
O naszą szefową dbała na szczęście ekipa znakomitych specjalistów, poza wspomnianymi już wcześniej prof. dr hab. n. med. Robertem Juszkatem, dr n. med. Katarzyną Stanisławską, dr n. med. Jakubem Moskalem czy dr n. med. Jackiem Dzieciuchem – również m.in. prof. dr hab. n. med. Włodzimierz Liebert czy dr n. med. Adriana Chełminiak. A poza lekarzami oczywiście także pielęgniarki.
Prof. dr hab. n. med. Robert Juszkat ukończył Akademię Medyczną w Poznaniu w 1988 r. i następnie związał się ze swoją Alma Mater także w czasie kariery zawodowej. Profesurę uzyskał na tejże uczelni (ale już noszącej nazwę Uniwersytetu Medycznego) w 2012 r.
Pacjenci w internecie nie szczędzą panu profesorowi komplementów. Piszą o jego fachowości i kompetencji, dziękują za uratowanie życia, ale podkreślają też empatię, zaangażowanie, dobry kontakt z pacjentem.
Przykładowo pani Aneta napisała: „wspaniały, empatyczny, ciepły człowiek. Najlepszy fachowiec na świecie. Dziękuję i polecam wszystkim. Pod Jego opieką można czuć się bezpiecznie”.
Dr n. med. Katarzyna Stanisławska to również absolwentka Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, którą to uczelnię ukończyła w 2011 r. Pani doktor u boku pana profesora wykonuje zabiegi embolizacji tętniaków i naczyniaków wewnątrzczaszkowych oraz zajmuje się wewnątrznaczyniowym leczeniem udarów niedokrwiennych mózgu.
Embolizacja to procedura medyczna mająca na celu zamknięcie lub zablokowanie naczynia krwionośnego za pomocą specjalnego materiału.
Pacjenci doceniają wiedzę, doświadczenie i zaangażowanie dr Katarzyny Stanisławskiej. Jak napisała w internecie jedna z pacjentek: „bardzo życzliwa i fachowa lekarka. (…) Jestem bardzo wdzięczna za wspaniałe i skuteczne leczenie”.
Z pomocą przyjaciół
Podziękowania naszej szefowej na łamach „Sucholeskiego Magazynu” mają swój głębszy sens, jako że Agnieszka leżąc przed i po operacji na OIOM-ie, będąc praktycznie przywiązaną do łóżka, wydawała się bardziej martwić o los „Magazynu” niż o swój własny. A zmartwieniem tym dzieliła ze swoimi znajomymi, do których często telefonowała.
– Nie ukrywam, że pracownicy służby zdrowia aż kręcili głowami z niedowierzaniem, bo zapewne dawno czegoś takiego nie widzieli – śmieje się dziś Agnieszka.
Ale w tamtym czasie wcale nie było jej do śmiechu. Nie miała przecież pewności, jak to się wszystko skończy. Na szczęście wspierali ją najbliżsi. Maciej Łuczkowski, fotoreporter naszego „Magazynu”, specjalnie przyjechał na kilka dni z okolic Kołobrzegu, gdzie przebywał służbowo. Tylko na kilka dni, bo nie miał za bardzo innego wyboru – musiał wracać do pracy.
A wspomniana na wstępie niniejszego tekstu Ewa Korek zadeklarowała, że wraz ze swoimi rowerzystami z Golden Bike Team i członkami klubu Morsy Złotniki chętnie pomoże w jakikolwiek sposób, chociażby w rozwózce gazety.
– Agnieszka zawsze była nam życzliwa, często publikując artykuły o działalności obu naszych klubów na łamach waszej poczytnej gazety – przypomina Ewa. – Rzeczą zupełnie naturalną jest chęć odwdzięczenia się i udzielenia pomocy w dość niełatwej przecież sytuacji – tłumaczy.
Na szczęście pani redaktor wyjątkowo szybko wróciła do względnie dobrej – jak na tę sytuację – formy i obecnie można ją już określić jako rekonwalescentkę. Pomogli też inni, jak społecznik z Biedruska Mirosław Stencel czy młody wolontariusz Michał Jasiński.
– I obojgu bardzo serdecznie dziękuję za tę pomoc – podkreśla Agnieszka.
Pomoc Ewy i jej przyjaciół nie była więc niezbędna, jednak sama chęć pomocy – to już bardzo dużo, to gest wart zapamiętania.
Jaka lekcja z tej „przygody z tętniakiem”? Powinniśmy badać się profilaktycznie.
– Niestety, tętniak nie zawsze daje objawy, czasem pierwszym objawem jest dopiero pęknięcie i krwawienie – zastrzega prof. dr hab. n. med. Robert Juszkat. – Jeżeli jednak dokuczają nam bóle głowy czy też mamy objawy neurologiczne w postaci np. porażenia niektórych nerwów, opadnięcia powieki czy powiększenia źrenicy – z pewnością warto się zbadać.
Nie lekceważmy więc tego typu objawów!
Krzysztof Ulanowski





