Agnieszka Sporna kocha zwierzęta od dziecka. Zawdzięcza to mamie-zootechniczce, ale także tacie. Oboje rodzice uczyli ją i jej brata, że zwierzęta to nie zabawki, lecz istoty żywe, czujące, którym należy się szacunek.
– W domu zawsze mieliśmy zwierzaki – wspomina pani Agnieszka. – Był pies, królik, były chomiki…
Potem przez osiemnaście lat Agnieszka Sporna pracowała z końmi. Najpierw jako instruktorka jazdy, potem jako hipoterapeutka. Skąd jednak pomysł na alpaki, zwierzęta egzotyczne, pochodzące z Ameryki Południowej, gdzie wypasane są na zboczach Andów?
Przekonać męża
– Przez kilka lat myślałam o alpakach – przyznaje nasza rozmówczyni. – Na początku wcale nie o alpakoterapii, lecz o hodowli.
Dodajmy w tym miejscu, że sporo osób hoduje alpaki z myślą o wełnie, która jest lepsza jakościowo niż wełna owcza. A także droga, bo np. para skarpet z alpaczej wełny potrafi kosztować nawet 300 zł…
– Potem podjęłam pracę w Stowarzyszeniu na rzecz Osób z Niepełnosprawnościami i wtedy pojawiła się myśl, że alpaki mogą przecież pomagać w terapii – kontynuuje pani Agnieszka.
Myśl to jednak nie wszystko. Trzeba było jeszcze przekonać męża.
– Krzysztof, w przeciwieństwie do mnie, nie wychowywał się ze zwierzętami, a do tego o alpakach niemal nic nie wiedział, stąd był ostrożny – tłumaczy właścicielka alpak. – W końcu zabrałam go do jednej z hodowli, by mógł się na własne oczy przekonać, że to inteligentne i łagodne zwierzęta.
Inteligentne? Jak szybko alpaki się uczą i na ile potrafią się przywiązać do człowieka?
– Pod tym względem ulokowałabym alpakę gdzieś pomiędzy koniem a psem – zastanawia się nasza rozmówczyni. – Kiedy w marcu tego roku na naszej posesji pojawiły się dwie alpaki, były bardzo ciekawskie. Wchodziły nawet do domu i zaglądały do garnków. Ale po zaspokojeniu ciekawości wychodziły. Alpaka nie położy się z nami do łóżka, ani nie wejdzie nam na kolana.
Formy terapii
Faktycznie, kiedy idziemy do alpakarni, zwierzęta na początku traktują mnie z lekkim dystansem. Do bliższego kontaktu przekonują się dopiero wtedy, kiedy w mojej dłoni pojawia się pokrojona marchewka.
– Wyróżniamy trzy formy alpakoterapii – mówi pani Agnieszka. – Pierwsza z tych form to po prostu spotkanie z alpaką, kiedy dzieci zachowują się spontanicznie, karmią i głaszczą zwierzęta. Wydzielają się wówczas endorfiny.
Druga forma to edukacja z alpaką, zajęcia grupowe lub indywidualne, które odbywają się według pewnego scenariusza, i nad którym czuwa alpakoterapeuta. Podczas takiego spotkania dzieci mogą np. porównywać budowę ciała alpaki i człowieka, a przy okazji ułożyć puzzle z obrazkiem alpaki. Uczą się też, że alpaka zdrowo się odżywia, spożywając marchewkę, buraki, jabłka, a także inne warzywa i owoce.
Zachęca to dzieci do spożywania zdrowego jedzenia.
– Prowadzimy też zajęcia ruchowe – daje kolejny przykład Agnieszka Sporna. – Dziecko musi pokonać wyznaczony tor i zachęcić alpakę, żeby poszła za nim. W ten sposób dziecko pracuje nad koordynacją wzrokowo-ruchową, uczy się odpowiedzialności za drugą istotę. Wzrasta też poczucie wartości młodego człowieka.
Trzecia forma pracy z alpakami to terapia właściwa. W tym przypadku zajęcia są indywidualne, a alpakoterapeuta współpracuje ze specjalistą: rehabilitantem, logopedą lub psychologiem.
– Alpakoterapia wspiera bowiem rehabilitację, motywuje osoby z niepełnosprawnościami do podjęcia danego działania – tłumaczy Agnieszka Sporna. – Oddziałujemy na motorykę małą i dużą. Np. kładziemy pokrojone marchewki na podłodze, a dziecko robi przysiad (motoryka duża), chwyta pęsetowo kawałki marchwi i podaje je zwierzęciu (motoryka mała).
Inne ćwiczenia to sypanie miarką karmy do miski, nawlekanie paciorków na nić, żeby zrobić koraliki dla alpaki. Albo naklejanie wełny alpaki na papierze i tworzenie w ten sposób figurki zwierzęcia.
Ozdoba do ogródka?
OK, co trzeba zrobić, żeby zostać alpakoterapeutą?
– Posiadać odpowiednie wykształcenie, przejść kurs i uzyskać uprawnienia – odpowiada nasza rozmówczyni. – Zdobyłam te uprawnienia, zanim sprowadziłam pierwsze zwierzęta. Trochę się obawiam pojawiającej się mody na alpaki, bo wiele osób nie podziela mojego przekonania, że przed kupnem zwierząt trzeba się o nich sporo dowiedzieć.
W efekcie ludzie myślą np., że można kupić jedną alpakę jako ogródkową ozdobę.
– Znam sytuację, kiedy taka samotna alpaka zmarła po siedmiu miesiącach, w wyniku stresu – ostrzega pani Agnieszka. – My kupiliśmy najpierw dwa młode samce: Bono i Pako. Potem jednak okazało się, że Bono dominuje nad Pako, który ciężko to znosi. Dokupiliśmy więc jeszcze trzeciego samca – Niko. I sytuacja się poprawiła.
Prawo do urlopu
A jak skłonić alpakę, żeby sama nie zgarnęła tej marchewki z podłogi? Albo nie uciekła przed głaszczącym ją dzieckiem?
– Alpaki nie przepadają za dotykiem człowieka, to nie są psy – kiwa głową pani Agnieszka. – Uczymy je więc, żeby pozwalały się głaskać, żeby reagowały na komendy. To wrażliwe i delikatne zwierzęta, więc wymagają wzmacniania pozytywnego, czyli nauki z nagrodami, ale bez kar.
Do tego alpaki mają ograniczony czas pracy, bo kontakt z dużą grupą obcych ludzi dość szybko je męczy. Pracują więc maksymalnie do dwóch godzin dziennie i tylko trzy dni w tygodniu. A kiedy pomimo to sygnalizują oznaki zmęczenia, dostają dwutygodniowy urlop.
No dobrze, wiemy już jak alpaki znoszą obecność ludzi. A jak pan Krzysztof pogodził się w końcu z tym, że ma przed domem egzotyczne zwierzaki?
– Pokochał je – śmieje się nasza rozmówczyni. – Przez pierwszy miesiąc po powrocie do domu najpierw odwiedzał alpakarnię. Ma nawet swojego ulubieńca, dominującego Bona.
Alpakami zajmuje się cała rodzina, nie tylko Agnieszka i Krzysztof, ale również ich 10-letnia córka Zuzia.
– Uczę ją tego, czego mnie nauczyli rodzice – podkreśla nasza rozmówczyni. – Że zwierzę to nie zabawka, ale czująca istota.
A jak alpaki zostały powitane przez dotychczasowych, czworonożnych domowników, czyli trzy psy i kota?
– Dobrze – zapewnia pani Agnieszka. – Psy chyba same poczuły się alpakami, bo zaczęły jeść marchew – śmieje się.
Krzysztof Ulanowski