Rozmarzenie, niebieskie światło, gitara, blond włosy i mruczący, delikatny wokal. Cała sala widowiskowa Centrum Kultury w zimny, nieprzyjemny wieczór kołysała się miarowo, śpiewała i wracała do wspomnień.
Jakich wspomnień? Kojarzących się z nawet najwcześniejszymi piosenkami Anity Lipnickiej – bo właśnie ona zawitała do Suchego Lasu, wracając razem z publicznością do czasów Varius Manx, pierwszej solowej płyty i innych przystanków w jej trwającej od wielu lat muzycznej podróży.
Trzeba przyznać, że Lipnicka zdecaydowanie nie wypada z formy. Dziewczęcy, delikatny wokal to wciąż jej znak rozpoznawczy. Prawdopodobnie właśnie dlatego każda z napisanych już dawno piosenek tego wieczoru brzmiała tak, jakby zupełnie nic się nie zmieniło. Jakbyśmy wciąż mieli do czynienia z – jak sama artystka określiła to podczas występu – „młodziutką, zdezorientowaną i niemającą pojęcia, co nagle dzieje się wokół niej dziewczyną”. Jakby ona sama nie była już dojrzałą scenicznie wokalistką, a ciągle zaszokowaną medialnym rozgłosem dookoła panienką.
Piosenki takie, jak np. „Tokio” zabrały sucholeską publiczność do samych początków nie tyle kariery Anity Lipnickiej, co dopiero stawiania w jej wykonaniu pierwszych kroków w świecie muzyki. Sama Lipnicka narrację koncertu wzięła na swoje barki – poprowadziła go z dużą dozą humoru i wdzięku, odgarniając z twarzy jasne włosy, zakładając na gryf gitary kapodaster i żartobliwie odnosząc się do rozmaitych epizodów ze swojego życia.
W kontekście minionych Walentynek z uśmiechem i przymrużeniem oka opowiadała o swoich niespełnionych miłościach i fascynacjach, dla których pisała piosenki. Spowita wraz z zespołem na scenie delikatną, niebieską poświatą, Anita Lipnicka zaprezentowała dokładnie to, czego można było się spodziewać – delikatne, kołyszące utwory (choć z małymi wyjątkami), niekiedy przepełnione smutkiem i tęsknotą za tym, co już minęło.
Zaprezentowała też nowy utwór „Ptasiek”, promujący nadchodzącą jesienią tego roku płytę. Wszyscy wielbiciele zapewne czekają z niecierpliwością, bo Lipnicka to już nie tylko nazwisko, ale wyrobiona, pewna marka.
Małgorzata Pelka