Jest ich czterech. Marek „Maras” Gordziej, Piotr „Kończal” Kończal, Tomasz „Kasperek” Kasprzak i Jacek „JaJacek” Ciepliński. Trzy małe, hawajskie gitary i kontrabas. Żywiołowość podczas występów i widoczna satysfakcja po każdym zagranym utworze. Tak najkrócej można opisać Pierwszą Poznańską Niesymfoniczną Orkiestrę Ukulele.
Dziś – nie na scenie, a w krzyżowym ogniu pytań.
Na sam początek – najbardziej cisnące się na usta pytanie. Dlaczego właśnie ukulele?
Każdy z nas gra zawodowo na innych instrumentach w wielu projektach – gitara, bas, perkusja….Parę lat temu nasz kolega, też muzyk, wrócił z Londynu. Zaskoczył nas, wyciągając spod kurtki małe, czarne ukulele. Zaświeciły nam się oczy, gdy zagrał kilka dźwięków na tym – jak wtedy nam się wydawało – zabawkowym instrumencie. Szybko kupiliśmy więc własne. Tak, to był moment, w którym wszystko się zaczęło.
Jakie muzyczne formy gatunkowe aranżujecie najchętniej?
Nie ograniczamy się do konkretnego gatunku muzycznego. Słowa – klucz to „znane i lubiane”, nie chcemy jednak odtwarzać utworów w systemie „jeden do jednego”. Szukamy innego klimatu, żartu muzycznego, łącząc ze sobą utwory, których nikt by nie połączył. Przykład? „Biały miś” wpleciony w „Nothing Else Matters”.
Skąd czerpiecie pomysły na łączenie różnych, zupełnie innych od siebie utworów w spójną całość?
Zazwyczaj jest tak, że Kończal lub JaJacek przynoszą gotowy pomysł. Wtedy zaczynają się burzliwe dyskusje oraz praca grupowa. Maras i Kasperek dorzucają do tego kotła swoje uwagi, pomysły i po kilku godzinach dochodzimy do punktu, który możemy nazwać „zaspokojeniem wszystkich stron”…cokolwiek to znaczy.
Czy istnieje jakiś utwór będący świętością? Taki, którego nie należy przerabiać po swojemu?
Nie przesadzajmy. Muzyka to rozrywka niezależnie od jej gatunku – nieważne, czy to opera, piosenka religijna, czy też heavy metal. Samo zagranie utworu w innym klimacie nie jest grzechem…choć wydaje nam się, że hymnu narodowego raczej nie tkniemy. Zresztą – to, co robimy, wywołuje w słuchaczach radość, czasem po prostu szczery, zdrowy śmiech i to jest najważniejsza, ostateczna ocena.
No właśnie, słuchacze – jak na taki repertuar reaguje publiczność?
Doskonale. Oczywiście utwory, których podobno nie da się zagrać na ukulele – bo to przecież bardziej zabawka niż poważny i potężny instrument – wywołują najwięcej emocji. Wspominane wcześniej „Nothing Else Matters” czy „Paradise City”, „Highway To Hell”, „Smoke on the Water” zawsze zaskakują i bawią naszą publiczność, tak jak nas.
Jak duże znaczenie podczas koncertów ma dla Was interakcja?
Należy pamiętać, że nasze koncerty to nie tylko muzyka. Dużo żartujemy ze sceny, zachęcamy słuchaczy do współpracy w tworzeniu dobrego klimatu. Robimy wszystko, by publiczność nie tylko siedziała i słuchała, ale żartowała razem z nami, śpiewała i czasem nawet tańczyła. Najważniejsze jednak są oklaski, na które pracujemy przez cały koncert…póki co publika nie zawodzi!
Wolicie zatem grać na dużych, miejskich scenach czy może na tych mniejszych, lokalnych?
Wspaniale jest zagrać koncert na dużej scenie dla 5 tysięcy ludzi, ale ma to swoją cenę w postaci kilku-, a czasem kilkunastometrowej odległości dzielącej nas od publiczności. Małe sceny klubowe czy lokalne imprezy plenerowe gwarantują nam tę bliskość, którą lubimy. Jednak niezależnie od miejsca i wielkości sceny zawsze dajemy z siebie wszystko, a brawa i bisy są tylko potwierdzeniem, że wykonaliśmy dobrą robotę.
Teraz trochę pomarzymy. Co chcecie osiągnąć? Czy powinnam życzyć Wam czegoś konkretnego?
Jeśli masz jakąś moc sprawczą – życz nam, byśmy wytrwali w tym, co robimy do końca życia. Mamy na myśli zdrowie, chęci, przyjaźń i publiczność, która będzie chciała przychodzić na nasze koncerty nawet wtedy, gdy będziemy już dziadkami po osiemdziesiątce.
Na sam koniec zdradźcie, jaka jest – Waszym zdaniem – najmocniejsza, a jaka najsłabsza strona Pierwszej Poznańskiej Niesymfonicznej Orkiestry Ukulele?
Najmocniejsza? Oczywiście ukulele! Najsłabsza? Fakt, że PPNOU tworzą 4 indywidualności o mocnych i zasadniczo różniących się charakterach. Czasami śmiejemy się, że gdy będziemy już tak sławni jak Bon Jovi, na koncerty będziemy przylatywać osobno prywatnymi samolotami, a każdy z nas będzie miał oddzielną garderobę.
– rozmawiała Małgorzata PELKA