W naszej gminie pojawiła się nowa, specjalistyczna przychodnia weterynaryjna. To pierwsze tego typu miejsce, w którym każdy domowy zwierzak ma zapewnione kompleksowe badania. Wiedza i profesjonalizm lekarzy w połączeniu ze specjalistyczną aparaturą diagnostyczną to wielka radość dla opiekunów psów, kotów i innych pupili. O miłości do zwierząt, weterynarii oraz niezwykłej atmosferze gminy Suchy Las rozmawiałam z Joanną i Szymonem Szymczakami, właścicielami nowej przychodni w Złotnikach.
Dlaczego zdecydowali się Państwo na założenie Przychodni Weterynaryjnej w gminie Suchy Las?
dr n. wet. Joanna Szymczak: W zasadzie to chyba zrządzenie losu. Mieszkają tutaj nasi przyjaciele. Niejednokrotnie mówili nam, jak miło i rozwojowo jest w Suchym Lesie. I tak się złożyło, że na sprzedaż została wystawiona działka z przeznaczeniem na działalność usługową. Przyjechaliśmy z Wrocławia zobaczyć, czy nam się tutaj spodoba. Ja zakochałam się w tej okolicy od pierwszego wejrzenia. Mąż przyznał po jakimś czasie, że i jemu się tu od razu spodobało.
lek. wet. Szymon Szymczak: Tak, to prawda. To magiczne miejsce, a ludzie, których tutaj spotykamy są wyjątkowo życzliwi. Gdy opowiadamy znajomym o tutejszej przyjaznej i wręcz rodzinnej atmosferze, nie mogą nam uwierzyć. To jest nasze miejsce.
Kiedy narodziła się miłość do zwierząt na tyle silna i głęboka, że stała się sposobem na życie?
Joanna Szymczak: W moim życiu pomysł na związanie się z weterynarią był obecny od dzieciństwa. Rodzice nie od razu byli temu przychylni, mieli własne wizje, ale widząc moją miłość do zwierząt, a szczególnie do koni, zaakceptowali mój wybór stanowiąc ogromne wsparcie. Teraz wiedzą już, że nie mogłabym inaczej żyć. Najpierw były studia, a następnie praca na wrocławskim Uniwersytecie Przyrodniczym w Katedrze i Klinice Chirurgii, na bloku diagnostyki obrazowej. Ta dziedzina zafascynowała mnie bez reszty i temu też poświęciłam swoją pracę doktorską. Diagnostyka obrazowa to mój sposób na szybszą i skuteczniejszą pomoc, którą niesiemy naszym mniejszym braciom.
Szymon Szymczak: Ja także już od czasów dziecięcych miałem częsty i na tyle dobry kontakt ze zwierzętami, że z łatwością przerodziło się to w późniejszą decyzję o wyborze studiów. Dziś mój zawód daje mi dużą satysfakcję i cieszę się, że mogę łączyć swoją pasję z pracą.
Na ile trudna psychicznie jest Państwa praca?
Joanna Szymczak: Jak wiadomo, bycie lekarzem wymaga uwagi, koncentracji i ciągłego uczenia się, dotyczy to również weterynarii. Choć wykładam na uniwersytecie, prowadzę liczne kursy i szkolenia dla innych lekarzy, to przecież sama też musze się ciągle doskonalić. Zajmujemy się ratowaniem życia i zdrowia żywych stworzeń, które odczuwają ból oraz emocje. Nasi pacjenci nie potrafią nam powiedzieć, co im dolega, choć cierpią tak samo jak każdy z nas. Tak, to trudna i odpowiedzialna praca.
Pani jest znakomitym diagnostą obrazowym, a Pan cenionym w środowisku chirurgiem internistą. Czy takie połączenie to recepta na zawodowy sukces?
Joanna Szymczak: To nie był plan. Tak wyszło. Poznaliśmy się na uniwersytecie. Ja już pracowałam, a mąż – wtedy jeszcze mój chłopak – kończył studia. Dziś każde z nas robi to, co kocha. Ale rzeczywiście, połączenie naszych specjalizacji i doświadczeń jest wyjątkowo dobre dla zwierzaków w potrzebie – niemal wszystko dostają w jednym gabinecie.
Szymon Szymczak: Zgadzam się z Joasią. Chcemy pomagać zwierzętom najlepiej jak potrafimy, dlatego postanowiliśmy zainwestować również w oddział szpitalny. Trafia do nas coraz więcej połamanych psów, które nie znają umiaru w zabawie. Ich leczenie to – oprócz skomplikowanych zabiegów chirurgicznych – również stała opieka szpitalna.
Joanna Szymczak: Opieka całodobowa i hospitalizacja zwierząt w ciężkim stanie, wymagających ciągłego zaopatrzenia medycznego to wyjście naprzeciw oczekiwaniom zapracowanych właścicieli naszych pacjentów. Nie wszyscy mogą poświęcić pięć czy sześć dni na stałą opiekę nad zwierzęciem w potrzebie. Taki pacjent zostaje wtedy u nas pod stałą opieką, a my na bieżąco możemy modyfikować jego leczenie, jeśli zachodzi taka potrzeba.
W jaki sposób nawiązują Państwo nić porozumienia ze swoimi pacjentami, którzy przecież nie powiedzą, co im dolega, co ich boli?
Szymon Szymczak: To jedno z największych wyzwań dla lekarza aby rozpoznać przyczynę bólu czy choroby. Nasi pacjenci nam rzeczywiście nie powiedzą lecz często „pokażą” swoją reakcją podczas badania i zachowaniem ich problem, a naszym zadaniem jest odpowiednio to rozpoznać i zinterpretować. Istotne jest aby zminimalizować stres dla zwierzaka w gabinecie, bo często utrudnia on właściwe rozpoznanie dlatego dobry kontakt to podstawa.
Joanna Szymczak: Oprócz tego, że przeprowadzamy wywiad z właścicielem, który przekazuje nam najbardziej istotne informacje, cały czas obserwujemy zwierzę i badamy je również klinicznie. Jego każdy ruch, pisk, skulenie czy spojrzenie to sposób, w jaki komunikuje się z nami.
Jakie przypadki chorób zwierząt są najtrudniejsze?
Joanna Szymczak: Każdy pacjent wymaga innego podejścia. Szczególnie trudno jest, gdy trafia do nas zwierzak, który dosłownie wyje z bólu, a tak się często dzieje po wypadkach i przy złamaniach. Trudne są również przypadki, w których wiele różnych objawów nakłada się na siebie, a diagnoza nie jest od razu jasna i klarowna. Wykonujemy wówczas szereg badań, zanim odnajdziemy przyczynę choroby.
Szymon Szymczak: Bardzo trudne są także przypadki, kiedy postawimy diagnozę, wdrożymy leczenie i widzimy, że medycyna już nie daje rady. To jest zawsze najtrudniejszy moment, bardzo obciążający nas psychicznie – robimy wszystko, co możemy, ale bywa tak, że medycyna okazuje się bezsilna.
Psy i koty to najczęściej spotykane zwierzęta domowe, ale czy mieli Państwo bardziej egzotycznych pacjentów?
Joanna Szymczak: Tak, na przykład młody waran stepowy, na szczęście niezbyt duży. Trafiają do nas także chore świnki morskie, chomiki, króliki czy szczury.
Rozmawiała Marta Łuczkowska