Opowieść o chłopaku, który miał marzenia

Jako nastolatek marzył, że zostanie piłkarzem Gwardii Koszalin. Został jednym z najsłynniejszych napastników świata.

Meczów piłki nożnej nie oglądam, bo moim zdaniem trudno o mniej ciekawe widowiska, a od tzw. kibiców, w trosce o własne bezpieczeństwo, staram się trzymać jak najdalej. Innymi słowy raczej nie znajduję się w grupie docelowej, z myślą o której Red Box wydał książkę Radosława Nawrota pt. „Okoń” – fabularyzowany życiorys legendarnego napastnika Mirosława Okońskiego. Pomimo to 450-stronicową cegłę pochłonąłem w ciągu kilku zaledwie dni. Wcale nie dlatego, że „Okoń”, podobnie jak ja, pochodzi z Koszalina, a swoje życie zawodowe na długie lata związał z Poznaniem. I nie dlatego, że autor książki, który jest doświadczonym dziennikarzem sportowym poznańskiej „Wyborczej”, na piłce nożnej – w przeciwieństwie do mnie – nie tylko się zna, ale też pisze o niej z prawdziwą pasją. Nie dlatego nawet, że redaktor Nawrot podaje masę szczegółów z życia Poznania epoki schyłkowego PRL-u. A to do tamtego miasta przyjechałem na studia, tamto miasto odkrywałem i wciąż czuję do niego pewien sentyment.
Dzieło Radosława Nawrota wciągnęło mnie jednak z zupełnie innych przyczyn. Nie jest to książka wyłącznie o futbolu, dryblingu lewą nogą i liczbie strzelonych bramek. Przede wszystkim jest to książka o młodym chłopaku, który ma marzenia. I o tym, jak te marzenia stopniowo realizuje. A także – niestety – i o tym, jak dorosły już mężczyzna, który osiągnął niemal wszystko, co było do osiągnięcia, który piłkarski świat ma u stóp, swój dorobek własnymi rękoma niszczy. „Okoń” nie jest bowiem hagiografią, a autor i współpracujący z nim piłkarz nie próbują ukrywać prawdy ani o alkoholowych eskapadach, ani o hazardzie, ani o umyślnych faulach, ani o sprzedawanych meczach. O całym tym „piłkarskim pokerze”. Także z uwagi na tę prawdomówność, warto po książkę poznańskiego dziennikarza sięgnąć.

Krzysztof Ulanowski