Uwolnione karpie

Ci z Państwa, którzy oglądali film pt. „Uwolnić orkę”, widzieli jedynie wstęp do tego, co miało miejsce 4. grudnia na terenie  Łysego Młyna. Filmowa orka była tylko jedna, podczas gdy uwolnionych tego dnia karpi, było kilkanaście. Uwalniane ryby nie wierzyły w swoje szczęście.

Najciekawsze jest to, że uwolnienia karpi dokonali … sami wędkarze. A przyczynkiem do tego niezwykłego aktu, stała się przyjęta przez wędkarzy i kultywowana każdego roku w okresie przedświątecznym tradycja wypuszczania na wolność karpi, wcześniej w tym właśnie celu zakupionych.
– Ta tradycja jest formą naszego wędkarskiego „opłatka”, który w ten właśnie sposób obchodzimy – mówi Waldemar Dropikowski, wiceprezes koła nr 122 „PRZYNĘTA” w Suchym Lesie. Przy temperaturze powietrza bliskiej zeru i wietrze, wyciąganie karpi gołymi do łokci rękami z wielkiego kotła, pełnego lodowatej wody przypominało raczej zadanie dla morsów. Nie przeszkadzało to jednak wędkarzom. Pierwszego karpia wypuścił na wolność aktualny prezes Koła 122, Mikołaj Rybarczyk, drugiemu wolność zwrócił wiceprezes Poznańskiego Okręgu PZW Ryszard Pawlak, trzeciemu przedstawiciel Lasów z Nadleśnictwa Łopuchówko, Sławomir Stoiński i tak jeden po drugim kolejni członkowie koła wpuszczali rybki do jeziora, całując je przy tym w pyszczki, jakby w nadziei na spełnienie im tylko znanych życzeń.
– Tradycja trwa od sześciu lat i z pewnością będziemy ją kultywować i w następnych latach – dodaje radny Dariusz Matysiak, także członek koła.
Prezes koła w gościnnym geście zaprosił do czynnego udziału w ceremonii redaktor naczelną Sucholeskiego Magazynu Mieszkańców Gminy Agnieszkę Łęcką, która bez zmrużenia oka wyjęła z lodowatej wody kolejnego karpia i wzorem poprzedników ucałowawszy go w pyszczek wpuściła do jeziora. I tu wśród uczestników nastąpiła konsternacja.
– O ile wszystkie wcześniej uwolnione karpie, wpuszczone do wody natychmiast odpływały, ten wypuszczony przez red. Łęcką długo się w nią wpatrywał – opowiada Dariusz Matysiak.
Karp był jakby zaskoczony urodą pani redaktor, i dopiero popchnięty przez nią, niechętnie odpłynął. Wzbudziło to wielką wesołość wśród wędkarzy i sprawiło, że pomimo zimna, stało się jakoś cieplej.

Nie tylko wędkowanie
Koło wędkarskie „Przynęta” liczy 193 osoby (dane na rok 2016) i zrzesza również kilka kobiet, ale czyni też starania, aby również młodemu pokoleniu zaszczepić wędkarskiego „bakcyla”.
W dużej mierze dofinansowywane jest ze środków gminy, co z zadowoleniem i uznaniem podkreślają jego członkowie. Warto jednak podkreślić, że w swej działalności nie ogranicza się jedynie do samego tylko wędkowania czy organizowania różnego rodzaju imprez dla swoich członków.
– Koło opiekuje się zarówno akwenem Łysy Młyn, jak i terenem do niego przyległym – mówi prezes Rybarczyk. Zapytany na czym ta opieka polega, wyjaśnia, że ponieważ teren jest atrakcyjny pod względem rekreacyjnym a zlokalizowany jest blisko miasta, wymaga porządkowania po tych „turystach”, którzy przyjeżdżają tutaj w weekendy, niestety pozostawiając po sobie niemały bałagan. W grę wchodzą prace konserwacyjne, takie jak odmalowanie starych i wstawienie nowych słupków ograniczających wjazd samochodów, czy regularne koszenie trawy. Kolo reaguje również na wszelkiego rodzaju zdarzenia bieżące. Na przykład w zeszłym roku cały teren przyległy do akwenu został zryty przez dziki. Aby zlikwidować skutki, na czyn społeczny zgłosiło się ponad sto osób, które wyposażone w przyniesiony przez siebie sprzęt ogrodniczy wyrównało i wygrabiło teren tak, że po skutkach „inwazji” dzików nie zostało śladu. Remontowanie stanowisk wędkarskich, jak i reagowanie na wskazania leśniczego, jest dla członków koła rzeczą wkalkulowaną w działalność statutową.
Ponieważ wygasła kolejna kadencja zarządu, właśnie obrany został nowy zarząd, co zbiega się z dosyć okrągłym jubileuszem, bowiem w tym roku Koło obchodzi swoje 45-lecie samodzielnego istnienia, gdyż wcześniej działało jako sekcja w Kole Jeżyce.
Obszerniej opowiemy o tym w następnym numerze naszego magazynu, ale już dziś gratulujemy jubileuszu.
Ryszard Bączkowski