Powrót do tradycji, czyli masło wymaga krzepy

Strażacy gasili ogień, orkiestra dęła w trąbki i puzony, a mieszkańcy gminy Suchy Las ubijali śmietanę na masło. Działo się, oj działo w czasie festynu, jaki zorganizowało Koło Gospodyń Wiejskich „GolęczeWianki”.

– Chcemy pokazać najmłodszym mieszkańcom wiejskie tradycje. Dlatego oprócz konkursów dla dorosłych zorganizowaliśmy zabawy dla najmłodszych jak choćby poszukiwanie kwiatu paproci – opowiada Ilona Ciok, przewodnicząca KGW „GolęczeWianki”. – Festyn jest też okazją do integracji. Miejscowości w gminie Suchy Las to nie tylko sypialnia Poznania. W czasie naszej imprezy pokazujemy potencjał naszych mieszkańców. Osoby, które dopiero się wprowadziły do Golęczewa czy Złotkowa dowiadują się, gdzie mogą kupić świeże jaja, mleko prosto od krowy, ser – dodaje Ilona Ciok.
A wszystko to działo się w atmosferze zabawy.
– Ciężko było. Gdybym miała sama ubijać masło, nie wiem, czy dałaby radę – mówi Ewa Bryś z Golęczewa. Jednak w czasie konkursowego ubijania masła wspierał ją mąż Arkadiusz. Dzięki temu w kierzynce państwa Brysiów masło pojawiło się najszybciej. Dzięki temu wygrali…. Co? Nagrodę, jakiej nigdzie więcej się nie zdobędzie, czyli najprawdziwszą kurę.

Jury zaskoczone
W czasie festynu ogłoszono też wyniki konkursu na domowy chleb. Jury uznało, że najlepszy chleb upiekła pani Hanna Maciorowska z Golęczewa. Aż dwie nagrody, czyli drugą i trzecią otrzymała pani Beata Ciślak z Chludowa. Ponadto wyróżnione zostały chleby pań Heleny Glazer oraz Magdaleny Grysy.
– Ja się tak staram, a państwo wypiekacie w domach tak wspaniałe chleby. Co ja biedny mam zrobić – pytał Piotr Koperski, członek jury i właściciel piekarni w Suchym Lesie? Nie można nie dodać, że to rzemieślnik nagradzany wielokrotnie na międzynarodowych konkursach piekarniczych.
– Już wiem, ja po prostu laureatki konkursu zatrudnię – mówił pół żartem, pół serio.

Oscypki z Żuław
Oprócz chleba i masła w czasie festynu można było nauczyć się wyrobu sera. Temu służyły warsztaty prowadzone przez Krzysztofa Jaworskiego, serowara z Żuław.
A ser wykonywany był z mleka pochodzącego z gospodarstwa w Uścikowie. To ważne, by nie próbować robić serów z mleka w kartoniku.
– Urodziłem się na Żuławach, w czasach, kiedy w każdym domu wyrabiano ser, masło i pieczono chleb – opowiada Krzysztof Jaworski. – Ser to cud natury. Do mleka podgrzanego do temperatury ciała dodajemy odrobinę podpuszczki i mieszamy drewnianą łyżka, a następnie wirujące w garnku mleko tą samą łyżka zatrzymujemy – prezentował serowar licznie zgromadzonym wokół niego dzieciom. Po kolejnych kilku minutach mleko zamienione już w galaretę krojono na kostkę i znów mieszano ręką. I co ukazywało się w garnku? Coś, co przypomina serek grani. Ten przelewany był w foremkę ubijany, a następnie już w dłoniach wyciskany. Ostatnim etapem prezentowanym na festynie było formowanie oscypka już w specjalnej drewniane foremce. Dzieci pomagające serowarowi otrzymywały własnoręcznie wykonany ser.
– Przy produkcji sera ważna jest staranność. Ser odda tą staranność podwójnie. Każdy region wykształca własny sposób produkcji serów. Ja na przykład szukam ziół rosnących na polach lub w ogrodzie. Dodaję czarnuszki, macierzanki, liści chrzanu, niedźwiedziego czosnku – zdradza tajemnice swoich receptur Krzysztof Jaworski.

Płonąca patelnia
W trakcie imprezy zorganizowanej przez Koło Gospodyń Wiejskich „GolęczeWianki” można było też dowiedzieć się, co zrobić, jeśli w trakcie przygotowywania posiłku zapali się ogień na patelni, a płomień sięgnie sufitu i co gorsza firanek. A może się tak zdarzyć, jeśli niewłaściwie zaczniemy gasić olej. Co należy zrobić? Przykryć pokrywką płonący na patelni olej. Gdyby zaś doszło do awarii przewodu przy butli gazowej, strażacy z JRG nr 5 w Poznaniu i OSP Golęczewo proponują tak przewrócić butlę, by płomień wydobywał się pionowo. Będziemy mili wówczas dostęp do pokrętła, którym odetniemy wypływ gazu. Dłoń, która będzie zakręcać butlę, musi być w rękawicy, by jej nie poparzyć.

Wianki jak u babci
Kolejne atrakcje imprezy to występy oraz plecenie i puszczanie na wodę wianków. Jedną z osób, które plotły wianki, była przewodnicząca Rady Gminy Małgorzata Salwa-Haibach.
– Wprawdzie po pierwszy raz robię to na tego typu imprezie, ale generalnie mam w tej pracy długie doświadczenie – śmieje się pani przewodnicząca. – Wianki nauczyła pleść mnie babcia, kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką, miałam najwyżej pięć lat. Kiedy dziś o tym myślę, mam dużo podziwu dla tej bardzo zapracowanej kobiety, która miała jeszcze czas na tego typu zabawy z wnuczką.
Pani Małgorzata i jej babcia używały do plecenia wianków chabrów, maków i zbóż. Tym razem zboża też się przydały, ale nasza rozmówczyni sięgnęła też po różne gatunki kwiatów polnych.
– To naprawdę łatwa praca, w sumie zajmuje może z 10 minut – mówi z uśmiechem pani przewodnicząca.

ROD